MOVING VIOLATIONS ( 1985 )
Tyt. polski: Akademia ruchu
Gatunek: komedia.
Reżyseria: Neal Israel ( Akademia Wojskowa, Wieczór kawalerski, Surfujący ninja )
Opis: Grupka kierowców, za zawinione, bądź przypadkowe wykroczenia zostaje skazana na odbycie specjalnego kursu – radykalnej repety z nauki prawa jazdy. Wszyscy zresztą mają poważną motywację by w nim uczestniczyć i go ukończyć – ich samochody zostały zarekwirowane przez policję i zostaną zlicytowane gdy ktoś kurs obleje…
Niestety, prowadzący kurs są z pewnego względu zdeterminowani by nikt go nie ukończył…
Analiza: Chyba najlepszy z dzisiejszego zestawienia. Tytuł nieznany, aktorzy też, podchodziłem z pewnymi obawami, ale odbiór bardzo pozytywny.
Nie jest to może dzieło porywające ani klasyk formatu Akademii Policyjnej ale historia jest naprawdę fajnie opowiedziana a powodów do śmiechu niemało.
Mamy tu dobrze dobraną statystyczną zbieraninę pechowców i beztalenci jakie znalazły się za kółkiem – czy to na wpół niewidomą babcię ( rewelacyjna Nedra Volz! ) czy aktora zaaresztowanego za… agresywną jazdę teatrzykiem lalek!
Mamy wrednych stróżów prawa, zamiłowanych w sobie i we wlepianiu mandatów (James Keach i Lisa Hart Carroll ).
Mamy też i ponętną sędzinę ( Sally Kellerman ), która ma wobec zarekwirowanych aut własne, niecne plany.
Odkryciem filmu jest dla mnie James Keach, aktor którego wcześniej w ogóle nie znałem, a który stworzył naprawdę przekonujący czarny charakter.
Mieszane odczucia mam natomiast co do głównego bohatera. Facet który go grał miał na pewno talent, charyzmę i się starał…. ale wydawał mi się zwyczajnie do tego typu postaci za mało przekonywujący … czy też za młody.
Już w czasie seansu doszło do mnie, że idealnym do tej roli byłby BILL MURRAY. Ten sam styl grania, ten sam głos, podobny image, podobny humor.
Jakież było więc moje zdziwienie gdy okazało się, że podobieństwo tych dwóch aktorów nie było przypadkowe. Główny bohater bowiem to JOHN MURRAY… tak tak… młodszy brat BILLA!
Zresztą co tam oni wszyscy… „niewidoma” babcia i tak bije ich wszystkich tutaj na głowę. Swoimi scenami po prostu kradnie show. Żadna inna staruszka nie zabrała mi chyba tyle oddechu z płuc ;)
Werdykt: TRZEBA OBEJRZEĆ!
---------
STIR CRAZY ( 1980 )
Tyt. polski: Czyste szaleństwo
Gatunek: komedia.
Reżyseria: Sidney Poitier ( tak tak, ten sam! )
Opis: Niezawodna para komików, Gene Wilder i Richard Pryor, znowu w akcji!
Dwójka nieudaczników, niespełniony aktor i niespełniony pisarz, tracą swoje prace w Nowym Jorku. Szukając szczęścia wyruszają do Hollywood, po drodze dorabiając jako maskotki-dzięcioły na promocjach. Traf chce, że pewnego razu ich kostiumy zostają skradzione, a gdy złodzieje napadają w nich na bank, oskarżenie pada na dwójkę pechowych artystów. Sąd pośpiesznie skazuje ich dożywocie w więzieniu o zaostrzonym rygorze.
Panowie niespecjalnie godzą się z nowym otoczeniem i ze swoim losem… ale o dziwo to właśnie tu zacznie on im sprzyjać.
Analiza: Całkiem sympatyczna, nieprzewidywalna, choć też dosyć nietypowa komedyjka z przyjemnym zakończeniem.
G.W. i R.P. to zdecydowanie główny motor napędowy tego filmu. Ci dwaj naprawdę mają coś w sobie co nie pozwala oderwać od nich wzroku, nawet jeśli nie są to specjalnie wymyślne role. Patrząc na ich niezwykle swobodną i naturalną grę, nie sposób nie odnieść wrażenia jakby to ekran był ich prawdziwym życiem. ..
Jedno jest pewne – nawet jeśli fabuła tego filmu szybko wypadnie z głowy, to popisy tej dwójki na długo pozstaną w pamięci ;)
Na plus także znakomite piosenki, ciekawa muzyka, a w tle popisy rodeo i piękna JoBeth Williams.
Werdykt: Warto obejrzeć!
Must have dla fanów pary Wilder-Pryor!
---------
RUNNING SCARED ( 1986 )
Tyt. polski: Zapomnieć o strachu
Gatunek: komedia, sensacyjny, komedia sensacyjna, kryminalna.
Reżyseria: Peter Hyams (Outland )
Występują: Gregory Hines, Billy Crystal, Jimmy Smits
Opis ( wg Filmwebu ): Danny i Ray są policjantami w Chicago. Kiedy prawie giną podczas jednej z prowadzonych spraw, kapitan wysyła ich na wakacje. Oni decydują się jednak odejść i otworzyć bar w Key West. Niespodziewanie dowiadują się, że Julio - narkotykowy dealer, który omalże ich nie zabił, ma zamiar sfinalizować gigantyczną transakcję narkotykową. W tej sytuacji postanawiają dokończyć sprawę przeciwko niemu, zanim odejdą.
Analiza: Tak tu napisali ale nie do końca chyba film oglądali. Czemu nie oglądali … hm… niespecjalnie chce mi się tłumaczyć… bo niespecjalnie warto rozpisywać się dla tego filmu.
A ten akurat jest przykładem, że i pełna hitów dekada lat 80-tych miała swoje wpadki, a i że zawsze lubiany Billy Crystal może dać dobry powód by go znielubić.
No bo jak to nie lubić Billego Crystala?? Sułtani Westernu, prowadzenie Oscarów… toż nawet Meg Ryan dostawała przy nim orgazmu!!
Nawet fakt że była to jego pierwsza rola główna wcale go nie tłumaczy.
Jeszcze słabiej, jeśli nie zupełnie blado wypada Hines.
Para z nich zresztą również nie rewelacyjna.
Film to taki niby trochę Glianiarz z Beverly Hills, trochę Lethal Weapon… ale w sumie ani nie dorasta do tego ani do tego. Niby komedia, niby kryminał… ale również niespecjalnie nadaje się do którejkolwiek z tych kategorii.
Cała fabuła prezentuje się jak jakaś marna podkładka do… miłosnych popisów dwójki głównych bohaterów. O tak. Zamiast poważnej komedii czy akcji za akcją ktoś wymyślił by z dwójki głównych bohaterów zrobić nałogowych podrywaczy.
Jeszcze jakby łatka zdobywców kobiecych… hm… serc jakoś do nich pasowała. No ale spójrzcie na łamagi!
Nie wiem po co ta cała szowinistyczna otoczka, po co ten zupełnie niepotrzebny epizod w tropikach. Tytuł „O jeden podryw za daleko” chyba dużo lepiej oddawałby charakter tego filmu.
Akcja sprowadza się głównie do bezsensownych powtórek tego samego
– łapią bandytę, ten im daje cynk na Bad Guya, puszczają go wolno, ale ten ich wpuszcza w maliny
– łapią bandytę, ten im daje cynk na Bad Guya, puszczają go wolno, ale ten ich wpuszcza w maliny
– łapią bandytę, ten im daje cynk na Bad Guya, puszczają go wolno, ale ten ich wpuszcza w maliny
- gonią Bad Guya i im się wyrywa
- gonią Bad Guya i im się wyrywa
- gonią Bad Guya i im się wyrywa.
No ileż można! A wszystko praktycznie na jedno tempo. Z tego powodu nawet długa i szaleńcza z pozoru scena pościgu za limuzyną Smitsa niespecjalnie robi wrażenie. Podobnie finałowa strzelanina to żaden climax.
Werdykt: Film taki bardzo zły znowu nie jest i na siłę obejrzeć można, ale nic ciekawego się w nim nie znajdzie... choć oczywiście sceneria i pewien klimacik lat 80ych pozostaje...
Mazin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz