piątek, 28 grudnia 2012

HIT HIT HICIOR (6) - Poszukiwacze Zaginionej Arki... czyli co ma R. Polański do archeologii...

Autor: Mazin



Raiders of the Lost Ark ( 1981 )

Tyt. polski: 'Poszukiwacze Zaginionej Arki'

Tyt. czeski: Dobyvatele ztracene archy

Tyt. arabski: مهاجمان صندوق گمشده

Gatunek: ostra jazda bez trzymanki przygodowy, Kino Nowej Przygody

Reżyseria: Steven Spielberg ( Park Jurajski, E.T., Hook, 1941, Imperium Słońca, Szczęki etc etc )

Scenariusz: Lawrence Kasdan ( Gwiezdne Wojny Ep. V i VI, Silverado, Bodyguard, Wyatt Earp, Przypadkowy Turysta, Wieki chłód )

Muzyka: John Williams ( milion dzieł Spielberga + milion innych, m.in. Gwiezdne Wojny, Kevin sam w domu, Skrzypek na dachu, Superman, Sabrina, Patriota, Bitwa o Midway )

Obsada: Harrison Ford, Karen Allen, Paul Freeman, Ronald Lacey, John Rhys-Davies, Denholm Elliot, Wolf Kahler oraz Alfred Molina 



Opis: Archeolog o "nieco" niekonwencjonalnych metodach zdobywania muzealnych artefaktów wyrusza na poszukiwanie legendarnej Arki Przymierza nim ta wpadnie w ręce nazistów... 



Analiza: Tak skrótowo można zamysł i fabułę filmu streścić... tylko czy aby napewno? Cóż... łapię się zawsze na tym, że w porównaniu do części drugiej i trzeciej przygód dzielnego Indiego streszczenie zasadniczej treści Poszukiwaczy nie przychodzi mi nigdy łatwo... no bo popatrzmy - Świątynia Zagłady - Indy ma odzyskać biedne dzieci i święte kamyczki z rąk wstrętnych miłośnikó Bogini Kali - Ostatnia Krucjata - Indy rusza na poszukiwanie własnego ojca, który wpadł na trop Świętego Graala... a Poszukiwacze? No tu juz jest zagwozdka, bowiem tu lokacji i dziania się mamy znacznie więcej - jest Ameryka Południowa, USA, Nepal, Egipt, tadada tadada... O Arce się pamięta ale któż pamięta, że Indiego na misje wysłał sam rząd Stanów Zjednoczonych?
Któż pamięta po co pojechał do tego Nepalu, po co odnajdywał Marion, i skąd nagle znalazł się w Egipcie u serdecznego Sallaha?



No właśnie... akcja i główny wątek + mocne zakończenie przyćmiewa tutaj trochę całą wędrówkę. 
W skrócie jest tak - Profesor Henry Jones Jr., w skrócie "Indy", powróciwszy na Uniwersytet ze służbowej "wycieczki" do krainy południowoamerykańskich Indian, zostaje natychmiast zwerbowany przez agentów wywiadu wojskowego do kolejnej eskapady. Stawka jest ogromna, bo chodzi o samą Arkę Przymierza, tym bardziej, że na jej trop wpadli już naziści ************ na punkcie okultyzmu. Klucz do tajemnicy lokalizacji artefaktu jest w rękach dawnego mentora Indiany Jonesa - profesora Abnera Ravenwooda... a właściwie w rękach jego osobistej córki - Marion, dawnej miłości naszego bohatera... Gdy nieoczekiwanie na jej trop wpadają również naziści Marion chcąc nie chcąc włącza się w bieg wydarzeń które zaprowadzą wszystkich do Egiptu...   
W tle oczywiście miłość, humor, mistycyzm, pościgi, bijatyka i trochę strzelania...    


A zresztą znacie ten film dobrze, a jak nie znacie to biada Wam!
W zgodnej opinii krytyków i kinomaniaków, potwierdzonej migracją zielonej gotówki na konta twórców, Poszukiwacze to przełom w kinematografii lat 80ych, produkcja która będąc z założenia jedynie tanim hołdem i zarazem swoistym "remakiem" dawnych przygodówek na jakich wychowali się Spielberg i Lucas, okazała sie bombą burzącą sztywne ramy w doktrynie Hollywoodu, do spółki z Gwiezdnymi Wojnami przecierając szlak dla dzieł nie tyle nastawionych na względny realizm ile na szybką jazdę bez trzymanki, z nowatorskim podejściem do wykorzystania na dużą skalę efektów specjalnych, gatunku skierowanego już nie do konkretnej kategorii widza ale do publiki globalnej, zalążka nieznanych wcześniej a przynoszących potworne dochody franchise'ów...
Nurt który to krytyk i historyk filmu Jerzy Płażewski ochrzcił mianem "Kina Nowej Przygody"...


      
Z dzisiejszej perspektywy może się to wydawać szokujące, ale tak jak niegdyś "zwykłe" koło sterowe stało się rewolucją w świecie marynistyki, tak Indy był swoistą rewolucją w świecie filmu... I chyba to właśnie w jego prekursorstwie należy upatrywać głównego powodu fenomenu "INDIANAfilii" o której wcześniej pisaliśmy, nie zaś samej treści, która artystycznie budzi mieszane uczucia...
Owszem film był i jest pełen akcji, ale brak tutaj pewnego dreszczu i dynamiki, genialnych szwarzcharakterów które napędzały fabułę wielu innych produkcji, z kolejnymi częściami Indiany włącznie.
Bo czyż zawodowy konkurent Indiego - Dr Rene Belloq, który przeszedł na "ciemną stronę mocy" i dowódca niemieckiej ekspedycji pułkownik Dietrich, postacie wyraźne i fajnie zagrane, mogą równać się z ich prawdziwie demonicznymi kolegami ze Świątyni Zagłady czy Ostatniej Krucjaty?
Samych nazistów możnaby zresztą nawet uznać za eleganckich i całkiem miłych gdyby nie bezwględny i odrażający major Toht ( niem. "Śmierć" ), który na szczęście jak przystało na gestapowca po mistrzowsku szarga im opinię...
Podobnież próżno tu szukać inwazji climaxów, których było aż nadto w Ostatniej Krucjacie, czy emocji i strachu jakiego była pełna pułapek Świątynia Zagłady... 
Ale czy przez to jest źle? Nic z tych rzeczy... To po prostu film inny od reszty, jak przystało na porządną trylogię nie będący bliźniaczo podobny do pozostałych, który można by powiedzieć, przecierał jeszcze szlak po sławę nieznanego przecież kompletnie archeologa i nieznanych do tej pory wymiarów kina przygodowego...



Sekretem sukcesu niewątpliwie był pierwszorzędny klimat, żar który mogliśmy poczuć przedzierając się przez południowoamerykańskie dżungle czy kopiąc w piasku Sahary czy mróz wysokogórskiego Nepalu, niepewność o los bohatera ujawniająca się już z pierwszymi kadrami, nieprzewidywalność scenariusza, ciekawość o zawartość Arki, liczne zwroty akcji + niepodważalna rola wspaniałej muzyki Johna Williamsa, która potęguje tylko jakość wrażeń jakie niosą przygody dzielnego archeologa... 
Autor soundtracku do Gwiezdnych Wojen był wówczas w życiowej formie, o czym świadczy np fakt, że specjalnie dla Indiany stworzył aż dwa główne motywy przewodnie... których tak namiętnie słuchamy do dzisiaj...



Brawurowo dobrano tu także obsadę, W Poszukiwaczach nie ma miejsca na słabe role i nawet ci którzy choćby na moment pojawiają się na ekranie zapadają na długo w pamięć. Bo któż nie pamięta potężnego łysego niemieckiego mechanika, który walczył z Indym przy futurystycznym samolocie czy wielkiego Araba który dłużej namachał się swoim wielkim mieczem niż się naprawdę nagrał?
A jest tu plejada prawdziwie znakomitych rzemieślników ekranu i mogło być i więcej!
Poczynając od młodego wtedy Alfreda Moliny, który sceną z tarantulami na plecach rozpoczął swoją filmową karierę!
Przy każdej postaci można się zatrzymać i omawiać długo nazwiska które brano pod uwagę.
O Tomie Sellecku jako alternatywnym Indianie już wspominaliśmy. Czy wiecie jednak, że o mały włos w rolę Marion wskoczyłyby Sean Young lub najbardziej wówczas rozchwytywana przez reżyserów aktorka - Debra Winger



Podobnież czy spodobał by się Wam w roli Sallaha malutki, okrąglutki i łysiutki Danny DeVito, którego oryginalnie chciał na planie Spielberg? 
I co byście powiedzieli na Romana Polańskiego... jako Tohta!! Polski żyd jako gestapowiec? Ciekawie brzmi prawda? A jednak, Roman mimo ciążącego na nim niesławnego wyroku, nadal miał w tym czasie w Hollywood wzięcie i możliwe, że Steven myśląc o nim miał w głowie pamiętną scenę z rozcinania nosa Nicholsona w Chinatown... 
Kontrkandydatem był tu zresztą sam... Klaus Kinski, który bardzo chciał współpracować ze Spielbergiem jednakowoż uznał scenariusz za słaby i idiotyczny!
Na horyzoncie pojawił się jeszcze Michael Sheard, jednak ostatecznie rola powędrowała do Ronalda Lacey'a, aktora który planował właśnie... zakończyć karierę!



Swoistą ironiczną wędrówke odbyła postać francuskojęzycznego Belloqa, w którego początkowo mieli wcielić się Włoch Giancarlo Giannini i Francuz Jacques Dutronc... przy czym ten drugi odpadł bo nie znał ni w ząb angielskiego... i ostatecznie rola trafiła do Anglika Paula Freemana, który jak dobrze pamiętamy miał wyraźne problemy z... właściwym akcentem!       
Listę aktorskich płac zamyka zaś etatowy oficer Wermachtu, "perfekcyjny aryjczyk", Wolf Kahler w roli pułkownika Dietricha.



Trzeba przyznać, że cała ekipa która zebrała się wokół duetu Spielberg-Lucas na planie filmowym była niezwykła. Wspomnieć zdjęciowca-weterana Douglasa Slocombe'a, legendarnego artystę komiksowego Jima Steranko, który rozrysowywał storyboardy, trzech czołowych kaskaderów Hollywoodu - Vica Armstronga, Terry'ego Leonarda i Martina Grace'a oraz... żonę Harrisona Forda - Melissę Mathison, która kibicując mężowi napisała jednocześnie scenariusz do... E.T.!  

Tak to na planie jednego z największych hitów Spielberga powstawał od razu szkielet następnego...



Werdykt: Trzeba, trzeba i trzeba. Znaczy - obejrzeć, kupić i jeszcze raz obejrzeć... a następnie powtórzyć działanie 100 tysięcy 200 razy... 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz