poniedziałek, 31 grudnia 2012

Kontrwywiad (1) - Indiana Jones


W związku z "Tygodniem z Indianą Jonesem" debiutujemy z naszym nowym działem. 
KONTRWYWIAD to swoista forma naszych dyskusji na tematy około-filmowe i nie tylko. Każdy z nas fenomeny lat 80ych postrzega przez swój własny pryzmat, raz się zgadzamy, a innym raz wysuwamy odmienne wnioski. Jak każdy lubimy oczywiście czasem być mądrzejsi od innych i mieć zawsze rację więc nieraz krzyżować będą się tu nasze argumenty. Co mamy nadzieję pozwoli Wam spojrzeć od zupełnie innej strony na pewne filmy czy bohaterów. 
Zatem zaczynamy!
O Trylogii Indiany Jonesa rozmawiają Mazin Zimakowski i wszystko-o-niej-wiedzący Felton Raiman. 

Uwaga! Tekst może zawierać SPOILERY odnośnie poszczególnych części.




Mazin: Żebyś się obudził od razu na sam początek pytanie z grubej rury, dlaczego u diabła Dżordż nie nakręcił żadnego Indiany wkrótce po trzeciej części  tylko nagle zdecydował się na to po 20 latach? Jak chciał kontynuować przygody dzielnego archeologa to mógł spokojnie to zrobić na początku lat 90ych. Harrison był młodszy, przystojniejszy, sprawniejszy... do historii pewnie załapałaby się druga wojna światowa i jeszcze więcej nazistów a może i jacyś Japończycy... a tak dostaliśmy dziadka i niemrawych komuchów + obcych i przereklamowanego pupilka Baya gratis.

Felton: Prawda jest taka, że Spielberg chciał zaangażować się w projekty filmowe o zupełnie innej tematyce... to po pierwsze... Steven co prawda nie zapomniał o postaci, którą wspólnie z Lucasem wykreował jednak ciągle szukał wystarczająco ciekawego scenariusza, który dorównałby klasycznej trylogii.

M: Poczekaj ale czy Indiana od razu miał być trylogią? To dlaczego wtedy w przeciągu kilku ledwie lat znalazły się 3 wystarczająco dobre scenariusze a potem nagle ich zabrakło. To co dostaliśmy w 2008ym roku przecież wcale dobre nie było... Ostatnia Krucjata z urzędu miała być ostatnią częścią?

F: Nie... Raczej chwilowo chcieli skupić się na czym innym a potem powrócić na świeżo do naszego bohatera.

M: Tylko widać zapomnieli, że razem z Harrisonem jego Indiana też się starzeje... a i ich mózgownice nie tak młode i pełne pomysłów jak dawniej.

F: No cóż... Szczera prawda, dlatego tym bardziej dziwi mnie, że rzeczywiście nie mogli znaleźć odpowiedniego scenariusza a odrzucili moim zdaniem najciekawszą z opcji czyli Zaginioną Atlantydę, która została zresztą wykorzystana do gry komputerowej w 92im roku...

M: I komiksu...

F: I komiksu... pewnie była też książka, nie jestem pewny...

M: No tak... sama gra to zresztą amigowy klasyk...

F: Tzn ja to przechodziłem na pececie...

M: Siedź cicho... dobra ale wracając do filmów... bo to wszystko jednak ledwie przystawki do głównych dań. Pierwsze zaserwowano nam w 1981ym, drugie 1984ym a trzecie w 1989ym. I choć minęło już tyle lat nadal są świeżutkie i cieplutkie... Ty jesteś nawet dumnym posiadaczem Wydania Kolekcjonerskiego więc teraz Ty będziesz dużo gadał a ja będę tylko mądrze powtarzał "aha".

F: Nie wiem czy Ci wcześniej o tym mówiłem ale najpierw miałem zestaw oryginalnych kaset VHS.

M: Aha...



F: Mogę powiedzieć, że wychowałem się na trylogii i każdy z filmów obejrzałem przynajmniej po 50 razy. Był taki okres, że każdą z części pożerałem średnio co 3 dni.

M: Most impressive! Ja w dzieciństwie widziałem tylko Poszukiwaczy... i tylko dlatego że kuzynowi udało się ich nagrać, gdy u mnie wysiadł prąd... na dobrą sprawę przyznam że wychowałem się na Quartermainie z Richardem Chamberlainem.

F: Heretyk...

M: I to mówi facet, który lepiej odróżnia "Kopalnie Króla Salomona" od "Miasta Złota" niż ja...

F: Ogólnie zawsze lubiłem filmy przygodowe, tym bardziej że ciężko znaleźć produkcje tego typu, które są warte uwagi. Na bezrybiu Quartermain nie jest zły, ale do pięt nie dorasta Indianie. Tutaj każda część miała w sobie ten niezwykły mistycyzm, który przykuwał moją uwagę, zwłaszcza w Świątyni Zagłady.

M: To Twoja ulubiona część?

F: Inaczej... mam do niej największy sentyment ponieważ była pierwszą częścią, którą obejrzałem ( więc teoretycznie oglądałem trylogię w prawidłowej kolejności )... ale nie... tak naprawdę ulubioną jest Ostatnia Krucjata. 

M: Tu się zgodzę... Choć kiedyś bardzo mi się myliła z Poszukiwaczami... i tu i tu mamy nazistów, pustynie, tajemnicze skarby przez które bad guye potem się rozpadają...

F: I nie zapominaj o postaci Marcusa Brodiego i Sallaha ( czyli Johna Rhysa Daviesa ), którzy w obu częściach się przewijają.



M: A Sean Connery? Nie było go przypadkiem wcześniej?

F: Nie. O ojcu nie było wogóle mowy w Poszukiwaczach ani w Świątyni.

M: Pewnie też i dlatego ta część jest naszą ulubioną.

F: No i jedynie tu mamy retrospekcję z życia młodego Indiany Jonesa. 1912 rok. Dowiadujemy się skąd pochodzi lęk przed wężami i skąd doktor Jones zdobył swój słynny bat oraz kapelusz.

M: A właśnie ten kapelusz. Dlaczego Indiana tak dumnie go nosi? Zawsze zastanawiałem się czy on szczycił się nim jako zdobyczą czy raczej na odwrót... traktował tamtego złodzieja artefaktów jako swojego idola.

F: Bo on był jego idolem! Zwróć uwagę że starszy Indiana - ten którego wszyscy znamy i kochamy, ubiera się identycznie jak tamten gość. Przy czym nie zapominaj, że to on w ramach szacunku dla młodego Indiany podarował mu swój kapelusz.

M: Czy były potem jeszcze w ogóle jakieś nawiązania do tego faceta? 

F: Tzn kiedyś myślałem, że to ten sam osobnik ktory pojawia sie w scenie na statku, ubrany na bialo, jednak potem doszedłem do tego, że to dwie inne postacie, zleceniodawca ( " tzw. Panama Hat" ) i wykonawca. Tamten jest znany tylko jako "Fedora"... choć w pierwotnej wersji scenariusza "Fedorą" był sam Abner Ravenwood, czyli ojciec Marion!    



M: Pozostając przy trzeciej części... jak to się w ogóle stało, że nieustraszony i samodzielny Indiana nagle został synem swojego ojca?

F: To jest ciekawa kwestia. Spielberg zawsze chciał nakręcić film o przygodach Jamesa Bonda, na filmach z Connerym zresztą się wychował. Nie wiem czy zwróciłeś uwagę ale pierwsze sekwencje Świątyni Zagłady są jakby nawiązaniem do 007. Harrison Ford ubrany elegancko niczym agent Jej Królewskiej Mości i iście szpiegowski klimat. Siadają przy stole, zaczynają się targować, cisza przed burzą... 
Ale wracając do Connery'go jako ojca. Steven zawsze bardzo cenił jego samoprezentację, grację z jaką poruszał się przed kamerą, uznał że nada się zatem idealnie na starszą wersję Indiany. W połączeniu z hołdem dla Bonda oczywiście.

M: A gdyby Bond nie zgodził się na hołd?

F: Nie było innej opcji. Scenariusz od początku był pisany z myślą o Connerym, Spielberg prowadził z nim rozmowy znacznie wcześniej. Lucas już wcześniej nawiązał zresztą bliski kontakt z Seanem przez Irvin'a Kershnera, który wyreżyserował  "Nigdy nie mów nigdy" w 83im. 

M: Teoretycznie więc motyw Indiany walczącego z KGB w latach 40tych również jest inspirowany Bondami.

F: Zdecydowanie... choć dalej nie mogę przeboleć, że pominięto okres wcześniejszy.



M: Wróćmy zatem na stare tory... Poszukiwaczy... których chyba kiedyś zresztą tłumaczyło się u nas również jako "Jeźdźców"?

F: Nigdy się z tym nie spotkałem... musisz mieć złych informatorów.

M: A to już chyba przytyk, za to że Poszukiwaczy oceniam znacznie niżej niż Ty?

F: Wkońcu mamy tu do czynienia z obrazem uznawanym gremialnie za najlepszy film przygodowy wszechczasów... a Ci się nie podoba...

M: Nie powiedziałem, że go nie lubię...

F: Ale oceniasz go jednak najniżej z całej Trylogii. Zdecydowanie za nisko w ogóle jak na takie dzieło. 

M: Nie wiem... może ostatnim razem oglądałem go mając zły humor... ale po prostu nie czułem tu tego spoiwa które by sprawiło, że szalejące harpuny w jaskini czy gonitwa Indiany za niemieckimi ciężarówkami by mnie elektryzowały... to były dobrze nakręcone sceny ale przejścia do nich są już słabsze przez co nie czułem tego dramatyzmu. 
( Zrobiłem nawet raz eksperyment podkładając motyw muzyczny z "Wodnego świata" pod te ciężarówki i powiem, że wyszło zdecydowanie lepiej niż w "niemrawym" oryginale... )
Ogólnie uważam, że Spielberg nie operował tu tak dobrze adrenaliną, humorem, całą narracją jak w kolejnych częściach... Choć uwielbiam np scenę romantyczną z Marion na statku. 

F: Nadal nie mogę udzielić Ci rozgrzeszenia. Chyba musisz obejrzeć to po prostu jeszcze raz i w lepszym nastroju...

M: Pokutę przyjmuję ojcze wielebny.


F: A co do tej sceny z ciężarówkami to jest to zdecydowanie jedna z najlepszych scen "pościgowych" w historii kina i wielokrotnie się nią inspirowano. Szczególnie w "Licencji na zabijanie" z Timothym Daltonem jako 007... sekwencje z pułapkami z początku filmu zresztą też nieraz zapożyczano.

M: No dobra, ale już sceny z U-bootem nie obronisz. 

F: To chyba rzeczywiście najbardziej kontrowersyjny moment w Poszukiwaczach. Wytłumaczenie w jaki sposób Indiana przeżył podróż na gapę okrętem podwodnym jest w scenach usuniętych.

M: Tych scen usuniętych było zresztą tam chyba dosyć dużo?

F: Jakieś 15 minut. Ale rzeczywiście są to smakowite wycinki. Wiesz, że można znaleźć fragment walki Indiany z tym olbrzymim Arabem?

M: Heh... niezwykłe że zatrucie pokarmowe może czasem mieć i dobre skutki - stworzyć tak pamiętną scenę.

F: Wkońcu kręcenie filmów to jak plany wojenne... nic nigdy nie wychodzi w 100% tak jak się to założyło. W tym miejscu warto zresztą przytoczyć inną słynną improwizację, kiedy młody niemiecki żołnierz odmawia wykonania rozkazu rozstrzelania Sallaha. Aktor zaimprowizował to tak niezwykle, że zaimponował całej ekipie... niestety jego wyczyn ostatecznie wycięto z finalnej wersji filmu.



M: Jak dochodzimy do finału filmu to może wytłumaczysz mi co znajdowało się w tej Arce. Co jak co ale akurat scena z demonami rzeczywiście mnie przeraża.

F: Właśnie nie wiadomo czym owa materia była... nie spotkałem się z tego wyjaśnieniem... w samej skrzyni znajdowały się natomiast potrzaskane tablice z przykazaniami przykryte warstwą piasku... Może zatem zaklęto w nich dusze denatów ich nieprzestrzegających?

M: Pozostawmy to domysłom i przejdźmy zatem do kolejnej części... zmieniamy kompletnie klimat i przeciwników... nawet nadprzyrodzone siły są w niej znacznie egzotyczniejsze.

F: Świątynia Zagłady... czyli jak wspomniałem pierwszy z cyklu, który obejrzałem... dopiero potem dowiedziałem się, że to prequel Poszukiwaczy.

M: No właśnie... właściwie dlaczego wogóle Świątynia jest prequelem? Poza wskazaniem na wcześniejszy rok trudno znaleźć jakiś powód. Przecież równie dobrze akcja mogłaby dziać się po przygodach z pierwszej częsci. Poszukiwacze to 1936 rok a Szanghaj wpadł w ręce Japończyków w 1937ym. Indiana na wykopaliska do Chin zatem spokojnie by zdążył...

F: Rzeczywiście, Światynię odczuwa się po prostu jako kolejną i niezależną przygodę naszego archeologa. W żaden sposób nie narusza jakiejś chronologii czy linii fabularnej... Być może chodziło tu o zupełnie inną rzecz. A mianowicie sam charakter Indiany! Zauważ, że w Świątyni skarbów poszukuje dla fortuny i chwały, był swoistym łowcą artefaktów a nie poważnym badaczem. Dopiero wycieczka do piekła nauczyła go pokory... utemperowała jego sposób patrzenia na archeologię. 



M: "Wycieczka do piekła", faktycznie, Świątynia to najmroczniejsza z całej serii.

F: Pamiętaj, że jest to też pierwszy film który wprowadził kategorię PG 13 ( jeszcze wtedy eksperymentalną ). Zresztą nie wierzę, że obecnie sceny wyrywania serca czy palenia się żywcem w ogóle załapałyby się nawet do tej kategorii...

M: Cóż... Mroczna strona Indii ma też swoje smaczki...

F: Właściwie Sri Lanki... Władze Indii zabroniły ekipie kręcenia filmu o tak kontrowersyjnej i żywej dla tego regionu tematyce. Nic zresztą dziwnego bo nawet mój ojciec będąc tam rok temu widział bożki bogini Kali na granicy z Nepalem... A tak w ogóle tym co zainspirowało Spielberga i Lucasa były zdjęcia z wakacyjnej wyprawy ich znajomych na subkontynent. 

M: A żadnego tajemniczego kamienia przypadkiem też nie przywieźli?

F: Heh... co ciekawe kamienie Sankary to jedyny artefakt z całej serii który jest całkowicie fikcyjny... nawet ta cholerna kryształowa czaszka jest prawdziwa. 

M: Za to emocje są tu jak najbardziej autentyczne. Ta scena z wagonikami! Pomyśleć, że kręcili ją głównie przy wykorzystaniu małej i taniej makiety. I kto powiedział, że świetne efekty specjalne można robić jedynie za grube miliony na supernowoczesnych komputerach.

F: Cała trylogia jest tego żywym przykładem... Co ciekawe słynne wagoniki oryginalnie miały pojawić się już w pierwszej części - na samym końcu Poszukiwaczy... Podobnie zresztą Szanghaj! Oryginalnie Indy miał polecieć najpierw do Chin by walczyć z miejscowym generałem i jego samurajami (!) by zdobyć pierwszą część głowicy laski Ra, a dopiero potem udać się do Nepalu do Marion... Jak widać oba te elementy w nieco zmienionej formie wykorzystano tutaj...



M: Wspominałeś, że łącznikiem Poszukiwaczy ze Świątynią jest osoba Pata Roacha?

F: Ze Świątynią a nawet z Krucjatą! To jedyny aktor oprócz Forda, który przewijał się przez całą trylogię. W pierwszych dwóch częściach ma nawet po dwie role! To on jest owym wielkim Szerpą walczącym z Indianą w Nepalu a później oczywiście niemieckim łysym mechanikiem. W Świątyni już mógł dać większy popis aktorski. Najpierw zagrał niedoszłego zabójcę Indiany w pałacu a później potężnego nadzorcę niewolników w kopalni... jak widać za każdym razem spotkał go fatalny koniec.

M: A w Ostatniej Krucjacie?

F: Tu akurat o dziwo nie ginie... Pojawia się tylko na chwilę jako oficer gestapo wsiadający z pułkownikiem Vogelem do Zeppelina. Oryginalnie miał zresztą stoczyć w nim pojedynek z Indianą gdy ten chciał zniszczyć radiostację. Ale znów - nożyczki montażysty były okrutne...  

M: Powróćmy jeszcze na chwilę do Świątyni. To co odróżnia ten obraz od pozostałych to także postać małego pomocnika doktora Jonesa... "Daty"...

F: Short Rounda!

M: Pardon. Jakoś "Goonies" samo wciska mi się wszędzie...

F: Zresztą kolejny film na fali Indiany... pułapki żywcem z Poszukiwaczy wyjęte. Ale tak, chiński side kick to chyba po troszę pochodna właśnie mrocznego klimatu Świątyni. Przebojowy malec bardzo go rozjaśniał i wprowadzał sporą dawkę humoru...



M: Czemu zatem potem nie pojawił się w kolejnej odsłonie? Chińczycy powołali go do wojska?

F: Raczej bym powiedział że Kate Capshaw po prostu go adoptowała i wyjechał z nią do Stanów...

M: No i mamy żonę Spielberga.

F: Jeszcze wtedy nie żonę...

M: Na jedno wychodzi... 

F: Spielberg powiedział kiedyś że to było przeznaczenie. Musiał nakręcić ten film by poznać Kate. Zresztą jeszcze nie będąc małżeństwem już solidnie się kłócili. Steven musiał nieźle się napocić by przekonać ją do scen z robalami. Tzn wcześniej miała być to scena z wielkim wężem boa który też miał być prawdziwy.

M: Czekaj, to robale były prawdziwe??

F: Jak najbardziej. Spielberg zresztą osobiście zrzucił całe ich wiadro na głowę Kate.

M: Ja bym już chyba wolał węża.

F: Swoją drogą Kate to swoista "scream queen", powód dla którego niektórzy fani uważają ją za najbardziej denerwującą postać w całej trylogii.



M: Eee... takiej ładnej pani możemy te pare wrzasków wybaczyć. 

F: No ja mam do niej największy sentyment... Tzn spośród kobiet Indiany Jonesa.

M: Alison Doody była chyba najfajniejsza. Rozpływam się. Anioł w mundurze Wehrmachtu.

F: Szkoda tylko że była zimną suką.

M: To się wytnie... 

F: Zresztą najmłodsza ze wszystkich partnerek Indiany. Miała zaledwie 22 lata! 


 

M: Nigdy nie wybaczę Stevenowi, że ją ukatrupił, tym bardziej, że w filmie ona znowu taka zła nie była... nie była zwolenniczką nazistów, a przemoc raczej ją przerażała... no i w wywiadach z epoki to taka naturalna i przewesoła dziewczyna była!... no rozmarzyłem się...

F: Jakoś to musimy przeboleć...

M: Ciekawe, że potem wystąpiła u boku wielkiego konkurenta Jonesa - Quartermaina ( w wydaniu Patricka Swayze ) ... no i tu nie była już zimną suką.. i nikt jej nie ukatrupia!

F: Żeby było śmieszniej z kolei w starym Quatermainie z Chamberlainem gra Sharon Stone, która była bardzo blisko angażu do Świątyni!

M: Jaki ten świat filmowy mały... Potraktujmy to zatem jako swoistą klamrę dla naszej dyskusji.

F: Zatem parę słów podsumowania. Czy się zgodzisz czy nie, trylogia Indiany jest niedoścignionym wzorcem do naśladowania. Nie sądzę żeby kiedykolwiek jeszcze stworzono coś porównywalnego. Przystojny archeolog, rewolwer, bat, kapelusz, pułapki, mistyczne skarby, naziści... takie kombinacje powstają po prostu raz na sto lat. 
Prawda junior?

M: Nie mów do mnie junior!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz