W
związku z "Tygodniem z Indianą Jonesem"
debiutujemy z naszym nowym działem.
KONTRWYWIAD
to swoista forma naszych dyskusji na tematy około-filmowe i nie
tylko. Każdy z nas fenomeny lat 80ych postrzega przez swój
własny pryzmat, raz się zgadzamy, a innym raz wysuwamy odmienne
wnioski. Jak każdy lubimy oczywiście czasem być mądrzejsi od
innych i mieć zawsze rację więc nieraz krzyżować będą się tu
nasze argumenty. Co mamy nadzieję pozwoli Wam spojrzeć od zupełnie
innej strony na pewne filmy czy bohaterów.
Zatem
zaczynamy!
O
Trylogii Indiany Jonesa rozmawiają Mazin
Zimakowski i wszystko-o-niej-wiedzący Felton
Raiman.
Uwaga!
Tekst może zawierać SPOILERY odnośnie poszczególnych
części.
Mazin: Żebyś
się obudził od razu na sam początek pytanie z grubej rury,
dlaczego u diabła Dżordż nie nakręcił żadnego
Indiany wkrótce po trzeciej części tylko
nagle zdecydował się na to po 20 latach? Jak chciał kontynuować
przygody dzielnego archeologa to mógł spokojnie to zrobić na
początku lat 90ych. Harrison był młodszy, przystojniejszy, sprawniejszy... do historii pewnie załapałaby się druga wojna
światowa i jeszcze więcej nazistów a może i jacyś
Japończycy... a tak dostaliśmy dziadka i niemrawych komuchów
+ obcych i przereklamowanego pupilka Baya gratis.
Felton: Prawda
jest taka, że Spielberg chciał zaangażować się w projekty filmowe
o zupełnie innej tematyce... to po pierwsze... Steven co prawda nie
zapomniał o postaci, którą wspólnie z Lucasem
wykreował jednak ciągle szukał wystarczająco ciekawego
scenariusza, który dorównałby klasycznej trylogii.
M: Poczekaj
ale czy Indiana od razu miał być trylogią? To dlaczego wtedy w
przeciągu kilku ledwie lat znalazły się 3 wystarczająco dobre
scenariusze a potem nagle ich zabrakło. To co dostaliśmy w 2008ym
roku przecież wcale dobre nie było... Ostatnia Krucjata z urzędu
miała być ostatnią częścią?
F: Nie...
Raczej chwilowo chcieli skupić się na czym innym a potem powrócić
na świeżo do naszego bohatera.
M: Tylko
widać zapomnieli, że razem z Harrisonem jego Indiana też się
starzeje... a i ich mózgownice nie tak młode i pełne
pomysłów jak dawniej.
F: No
cóż... Szczera prawda, dlatego tym bardziej dziwi mnie, że
rzeczywiście nie mogli znaleźć odpowiedniego scenariusza a
odrzucili moim zdaniem najciekawszą z opcji czyli Zaginioną
Atlantydę, która została zresztą wykorzystana do gry
komputerowej w 92im roku...
M: I
komiksu...
F: I
komiksu... pewnie była też książka, nie jestem pewny...
M: No
tak... sama gra to zresztą amigowy klasyk...
F: Tzn
ja to przechodziłem na pececie...
M: Siedź
cicho... dobra ale wracając do filmów... bo to wszystko
jednak ledwie przystawki do głównych dań. Pierwsze
zaserwowano nam w 1981ym, drugie 1984ym a trzecie w 1989ym. I choć
minęło już tyle lat nadal są świeżutkie i cieplutkie... Ty
jesteś nawet dumnym posiadaczem Wydania Kolekcjonerskiego więc
teraz Ty będziesz dużo gadał a ja będę tylko mądrze powtarzał
"aha".
F: Nie
wiem czy Ci wcześniej o tym mówiłem ale najpierw miałem
zestaw oryginalnych kaset VHS.
F: Mogę
powiedzieć, że wychowałem się na trylogii i każdy z filmów
obejrzałem przynajmniej po 50 razy. Był taki okres, że każdą z
części pożerałem średnio co 3 dni.
M: Most
impressive! Ja w dzieciństwie widziałem tylko Poszukiwaczy... i
tylko dlatego że kuzynowi udało się ich nagrać, gdy u mnie
wysiadł prąd... na dobrą sprawę przyznam że wychowałem się na
Quartermainie z Richardem Chamberlainem.
F: Heretyk...
M:
I to mówi facet, który lepiej odróżnia
"Kopalnie Króla Salomona" od "Miasta Złota"
niż ja...
F: Ogólnie
zawsze lubiłem filmy przygodowe, tym bardziej że ciężko znaleźć
produkcje tego typu, które są warte uwagi. Na bezrybiu
Quartermain nie jest zły, ale do pięt nie dorasta Indianie. Tutaj
każda część miała w sobie ten niezwykły mistycyzm, który
przykuwał moją uwagę, zwłaszcza w Świątyni Zagłady.
M: To
Twoja ulubiona część?
F: Inaczej...
mam do niej największy sentyment ponieważ była pierwszą częścią,
którą obejrzałem ( więc teoretycznie oglądałem trylogię
w prawidłowej kolejności )... ale nie... tak naprawdę ulubioną
jest Ostatnia Krucjata.
M: Tu
się zgodzę... Choć kiedyś bardzo mi się myliła z
Poszukiwaczami... i tu i tu mamy nazistów, pustynie,
tajemnicze skarby przez które bad guye potem się rozpadają...
F: I
nie zapominaj o postaci Marcusa Brodiego i Sallaha ( czyli Johna
Rhysa Daviesa ), którzy w obu częściach się przewijają.
M: A
Sean Connery? Nie było go przypadkiem wcześniej?
F: Nie.
O ojcu nie było wogóle mowy w Poszukiwaczach ani w Świątyni.
M: Pewnie
też i dlatego ta część jest naszą ulubioną.
F: No
i jedynie tu mamy retrospekcję z życia młodego Indiany Jonesa.
1912 rok. Dowiadujemy się skąd pochodzi lęk przed wężami i skąd
doktor Jones zdobył swój słynny bat oraz kapelusz.
M: A
właśnie ten kapelusz. Dlaczego Indiana tak dumnie go nosi? Zawsze
zastanawiałem się czy on szczycił się nim jako zdobyczą czy
raczej na odwrót... traktował tamtego złodzieja artefaktów
jako swojego idola.
F: Bo
on był jego idolem! Zwróć uwagę że starszy Indiana - ten
którego wszyscy znamy i kochamy, ubiera się identycznie jak
tamten gość. Przy czym nie zapominaj, że to on w ramach szacunku
dla młodego Indiany podarował mu swój kapelusz.
M: Czy
były potem jeszcze w ogóle jakieś nawiązania do tego
faceta?
F: Tzn
kiedyś myślałem, że to ten sam osobnik ktory pojawia sie w scenie
na statku, ubrany na bialo, jednak potem doszedłem do tego, że to
dwie inne postacie, zleceniodawca ( " tzw. Panama Hat" ) i wykonawca. Tamten jest znany
tylko jako "Fedora"... choć w pierwotnej wersji
scenariusza "Fedorą" był sam Abner Ravenwood, czyli
ojciec Marion!
M: Pozostając
przy trzeciej części... jak to się w ogóle stało, że
nieustraszony i samodzielny Indiana nagle został synem swojego ojca?
F: To
jest ciekawa kwestia. Spielberg zawsze chciał nakręcić film o
przygodach Jamesa Bonda, na filmach z Connerym zresztą się
wychował. Nie wiem czy zwróciłeś uwagę ale pierwsze
sekwencje Świątyni Zagłady są jakby nawiązaniem do 007. Harrison
Ford ubrany elegancko niczym agent Jej Królewskiej Mości i
iście szpiegowski klimat. Siadają przy stole, zaczynają się
targować, cisza przed burzą...
Ale
wracając do Connery'go jako ojca. Steven zawsze bardzo cenił jego
samoprezentację, grację z jaką poruszał się przed kamerą, uznał
że nada się zatem idealnie na starszą wersję Indiany. W
połączeniu z hołdem dla Bonda oczywiście.
M: A
gdyby Bond nie zgodził się na hołd?
F: Nie
było innej opcji. Scenariusz od początku był pisany z myślą o
Connerym, Spielberg prowadził z nim rozmowy znacznie wcześniej.
Lucas już wcześniej nawiązał zresztą bliski kontakt z Seanem
przez Irvin'a Kershnera, który wyreżyserował "Nigdy
nie mów nigdy" w 83im.
M: Teoretycznie
więc motyw Indiany walczącego z KGB w latach 40tych również
jest inspirowany Bondami.
M: Wróćmy
zatem na stare tory... Poszukiwaczy... których chyba kiedyś
zresztą tłumaczyło się u nas również jako "Jeźdźców"?
F: Nigdy
się z tym nie spotkałem... musisz mieć złych informatorów.
M: A
to już chyba przytyk, za to że Poszukiwaczy oceniam znacznie niżej
niż Ty?
F: Wkońcu
mamy tu do czynienia z obrazem uznawanym gremialnie za najlepszy film
przygodowy wszechczasów... a Ci się nie podoba...
M: Nie
powiedziałem, że go nie lubię...
F: Ale
oceniasz go jednak najniżej z całej Trylogii. Zdecydowanie za nisko
w ogóle jak na takie dzieło.
M: Nie
wiem... może ostatnim razem oglądałem go mając zły humor... ale
po prostu nie czułem tu tego spoiwa które by sprawiło, że
szalejące harpuny w jaskini czy gonitwa Indiany za niemieckimi
ciężarówkami by mnie elektryzowały... to były dobrze
nakręcone sceny ale przejścia do nich są już słabsze przez co
nie czułem tego dramatyzmu.
( Zrobiłem nawet raz eksperyment podkładając motyw muzyczny z "Wodnego świata" pod te ciężarówki i powiem, że wyszło zdecydowanie lepiej niż w "niemrawym" oryginale... )
Ogólnie uważam, że Spielberg nie operował tu tak dobrze adrenaliną, humorem, całą narracją jak w kolejnych częściach... Choć uwielbiam np scenę romantyczną z Marion na statku.
( Zrobiłem nawet raz eksperyment podkładając motyw muzyczny z "Wodnego świata" pod te ciężarówki i powiem, że wyszło zdecydowanie lepiej niż w "niemrawym" oryginale... )
Ogólnie uważam, że Spielberg nie operował tu tak dobrze adrenaliną, humorem, całą narracją jak w kolejnych częściach... Choć uwielbiam np scenę romantyczną z Marion na statku.
F: Nadal
nie mogę udzielić Ci rozgrzeszenia. Chyba musisz obejrzeć to po
prostu jeszcze raz i w lepszym nastroju...
F: A
co do tej sceny z ciężarówkami to jest to zdecydowanie jedna
z najlepszych scen "pościgowych" w historii kina i
wielokrotnie się nią inspirowano. Szczególnie w "Licencji
na zabijanie" z Timothym Daltonem jako 007... sekwencje z
pułapkami z początku filmu zresztą też nieraz zapożyczano.
M: No
dobra, ale już sceny z U-bootem nie obronisz.
F: To
chyba rzeczywiście najbardziej kontrowersyjny moment w
Poszukiwaczach. Wytłumaczenie w jaki sposób Indiana przeżył
podróż na gapę okrętem podwodnym jest w scenach usuniętych.
M: Tych
scen usuniętych było zresztą tam chyba dosyć dużo?
F: Jakieś
15 minut. Ale rzeczywiście są to smakowite wycinki. Wiesz, że
można znaleźć fragment walki Indiany z tym olbrzymim Arabem?
M: Heh...
niezwykłe że zatrucie pokarmowe może czasem mieć i dobre skutki -
stworzyć tak pamiętną scenę.
F: Wkońcu
kręcenie filmów to jak plany wojenne... nic nigdy nie
wychodzi w 100% tak jak się to założyło. W tym miejscu warto
zresztą przytoczyć inną słynną improwizację, kiedy młody
niemiecki żołnierz odmawia wykonania rozkazu rozstrzelania Sallaha.
Aktor zaimprowizował to tak niezwykle, że zaimponował całej
ekipie... niestety jego wyczyn ostatecznie wycięto z finalnej wersji
filmu.
M: Jak
dochodzimy do finału filmu to może wytłumaczysz mi co znajdowało
się w tej Arce. Co jak co ale akurat scena z demonami rzeczywiście
mnie przeraża.
F: Właśnie
nie wiadomo czym owa materia była... nie spotkałem się z tego
wyjaśnieniem... w samej skrzyni znajdowały się natomiast
potrzaskane tablice z przykazaniami przykryte warstwą piasku... Może
zatem zaklęto w nich dusze denatów ich nieprzestrzegających?
M: Pozostawmy
to domysłom i przejdźmy zatem do kolejnej części... zmieniamy
kompletnie klimat i przeciwników... nawet nadprzyrodzone siły
są w niej znacznie egzotyczniejsze.
F: Świątynia
Zagłady... czyli jak wspomniałem pierwszy z cyklu, który
obejrzałem... dopiero potem dowiedziałem się, że to prequel
Poszukiwaczy.
M: No
właśnie... właściwie dlaczego wogóle Świątynia jest
prequelem? Poza wskazaniem na wcześniejszy rok trudno znaleźć
jakiś powód. Przecież równie dobrze akcja mogłaby
dziać się po przygodach z pierwszej częsci. Poszukiwacze to 1936 rok a
Szanghaj wpadł w ręce Japończyków w 1937ym. Indiana na
wykopaliska do Chin zatem spokojnie by zdążył...
F: Rzeczywiście,
Światynię odczuwa się po prostu jako kolejną i niezależną
przygodę naszego archeologa. W żaden sposób nie narusza
jakiejś chronologii czy linii fabularnej... Być może chodziło tu
o zupełnie inną rzecz. A mianowicie sam charakter Indiany! Zauważ,
że w Świątyni skarbów poszukuje dla fortuny i chwały, był
swoistym łowcą artefaktów a nie poważnym badaczem. Dopiero
wycieczka do piekła nauczyła go pokory... utemperowała jego sposób
patrzenia na archeologię.
M: "Wycieczka
do piekła", faktycznie, Świątynia to najmroczniejsza z całej
serii.
F:
Pamiętaj, że jest to też pierwszy film który wprowadził
kategorię PG 13 ( jeszcze wtedy eksperymentalną ). Zresztą
nie wierzę, że obecnie sceny wyrywania serca czy palenia się
żywcem w ogóle załapałyby się nawet do tej kategorii...
M: Cóż...
Mroczna strona Indii ma też swoje smaczki...
F: Właściwie
Sri Lanki... Władze Indii zabroniły ekipie kręcenia filmu o tak
kontrowersyjnej i żywej dla tego regionu tematyce. Nic zresztą
dziwnego bo nawet mój ojciec będąc tam rok temu widział
bożki bogini Kali na granicy z Nepalem... A tak w ogóle tym
co zainspirowało Spielberga i Lucasa były zdjęcia z wakacyjnej
wyprawy ich znajomych na subkontynent.
M: A
żadnego tajemniczego kamienia przypadkiem też nie przywieźli?
F: Heh...
co ciekawe kamienie Sankary to jedyny artefakt z całej serii który
jest całkowicie fikcyjny... nawet ta cholerna kryształowa czaszka
jest prawdziwa.
M: Za
to emocje są tu jak najbardziej autentyczne. Ta scena z wagonikami!
Pomyśleć, że kręcili ją głównie przy wykorzystaniu małej
i taniej makiety. I kto powiedział, że świetne efekty specjalne
można robić jedynie za grube miliony na supernowoczesnych
komputerach.
F: Cała
trylogia jest tego żywym przykładem... Co ciekawe słynne wagoniki
oryginalnie miały pojawić się już w pierwszej części - na samym końcu Poszukiwaczy... Podobnie zresztą Szanghaj! Oryginalnie Indy miał polecieć najpierw do Chin by walczyć z miejscowym generałem i jego samurajami (!) by zdobyć pierwszą część głowicy laski Ra, a dopiero potem udać się do Nepalu do Marion... Jak widać oba te elementy w nieco zmienionej formie wykorzystano tutaj...
M: Wspominałeś,
że łącznikiem Poszukiwaczy ze Świątynią jest osoba Pata Roacha?
F: Ze
Świątynią a nawet z Krucjatą! To jedyny aktor oprócz
Forda, który przewijał się przez całą trylogię. W
pierwszych dwóch częściach ma nawet po dwie role! To on jest
owym wielkim Szerpą walczącym z Indianą w Nepalu a później
oczywiście niemieckim łysym mechanikiem. W Świątyni już mógł
dać większy popis aktorski. Najpierw zagrał niedoszłego zabójcę
Indiany w pałacu a później potężnego nadzorcę niewolników
w kopalni... jak widać za każdym razem spotkał go fatalny koniec.
M: A
w Ostatniej Krucjacie?
F: Tu
akurat o dziwo nie ginie... Pojawia się tylko na chwilę jako oficer
gestapo wsiadający z pułkownikiem Vogelem do Zeppelina. Oryginalnie
miał zresztą stoczyć w nim pojedynek z Indianą gdy ten chciał
zniszczyć radiostację. Ale znów - nożyczki montażysty były
okrutne...
M: Powróćmy
jeszcze na chwilę do Świątyni. To co odróżnia ten obraz od
pozostałych to także postać małego pomocnika doktora Jonesa...
"Daty"...
F: Short
Rounda!
M: Pardon.
Jakoś "Goonies" samo wciska mi się wszędzie...
F: Zresztą
kolejny film na fali Indiany... pułapki żywcem z Poszukiwaczy
wyjęte. Ale tak, chiński side kick to chyba po troszę pochodna
właśnie mrocznego klimatu Świątyni. Przebojowy malec bardzo go
rozjaśniał i wprowadzał sporą dawkę humoru...
M: Czemu
zatem potem nie pojawił się w kolejnej odsłonie? Chińczycy
powołali go do wojska?
F: Raczej
bym powiedział że Kate Capshaw po prostu go adoptowała i wyjechał
z nią do Stanów...
M: No
i mamy żonę Spielberga.
F: Jeszcze
wtedy nie żonę...
M: Na
jedno wychodzi...
F: Spielberg
powiedział kiedyś że to było przeznaczenie. Musiał nakręcić
ten film by poznać Kate. Zresztą jeszcze nie będąc małżeństwem
już solidnie się kłócili. Steven musiał nieźle się
napocić by przekonać ją do scen z robalami. Tzn wcześniej miała
być to scena z wielkim wężem boa który też miał być
prawdziwy.
M: Czekaj,
to robale były prawdziwe??
F: Jak
najbardziej. Spielberg zresztą osobiście zrzucił całe ich wiadro
na głowę Kate.
M: Ja
bym już chyba wolał węża.
F: Swoją
drogą Kate to swoista "scream queen", powód dla
którego niektórzy fani uważają ją za najbardziej
denerwującą postać w całej trylogii.
M: Eee...
takiej ładnej pani możemy te pare wrzasków wybaczyć.
F: No
ja mam do niej największy sentyment... Tzn spośród kobiet
Indiany Jonesa.
M: Alison
Doody była chyba najfajniejsza. Rozpływam się. Anioł w mundurze
Wehrmachtu.
F: Szkoda
tylko że była zimną suką.
M: To
się wytnie...
M: Nigdy nie wybaczę Stevenowi, że ją ukatrupił, tym bardziej, że w filmie ona znowu taka zła nie była... nie była zwolenniczką nazistów, a przemoc raczej ją przerażała... no i w wywiadach z epoki to taka naturalna i przewesoła dziewczyna była!... no rozmarzyłem się...
F: Jakoś to musimy przeboleć...
M: Ciekawe, że potem wystąpiła u boku wielkiego konkurenta Jonesa - Quartermaina ( w wydaniu Patricka Swayze ) ... no i tu nie była już zimną suką.. i nikt jej nie ukatrupia!
F: Jakoś to musimy przeboleć...
M: Ciekawe, że potem wystąpiła u boku wielkiego konkurenta Jonesa - Quartermaina ( w wydaniu Patricka Swayze ) ... no i tu nie była już zimną suką.. i nikt jej nie ukatrupia!
F: Żeby
było śmieszniej z kolei w starym Quatermainie z Chamberlainem gra
Sharon Stone, która była bardzo blisko angażu do Świątyni!
M: Jaki
ten świat filmowy mały... Potraktujmy to zatem jako swoistą klamrę
dla naszej dyskusji.
F: Zatem
parę słów podsumowania. Czy się zgodzisz czy nie, trylogia
Indiany jest niedoścignionym wzorcem do naśladowania. Nie sądzę
żeby kiedykolwiek jeszcze stworzono coś porównywalnego.
Przystojny archeolog, rewolwer, bat, kapelusz, pułapki, mistyczne
skarby, naziści... takie kombinacje powstają po prostu raz na sto
lat.
Prawda
junior?
---------
Polecamy powiązane artykuły:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz