piątek, 14 października 2011

Wywiad - Jakub Martewicz i komiksy a la Marvel ( cz. 2 )

O tęsknocie za komiksem lat 80tych, twórczości własnej, inspiracjach, fandomie, czy ulubionych filmach, z Jakubem Martewiczem, rysownikiem i scenarzystą serii Henryk Kaydan, Projekt X oraz Zmory, rozmawia Mazin Zimakowski.
Część pierwszą wywiadu znajdziecie tutaj


---------




Jesteś scenarzystą i rysownikiem swoich komiksów. Często podkreślasz jednak jak wielki wkład w ich powstanie ma reszta Waszego zespołu wydawniczego. Czy możesz powiedzieć coś więcej o Twoich współpracownikach? Mają oni coś do powiedzenia gdy idzie o samą historię?

Nasze komiksy wydawane są przez Zespół HK, który stanowią Agata Jaczun – nasz wydawca i od niedawna także liternik, Roman Martewicz – webmaster i redaktor, oraz ja. Agata jest współscenarzystką „Zmory” i niektórych historii o Kaydanie, jest również współtwórczynią tych dwu postaci. Romek odpowiada między innymi za naszą stronę internetową, jest także redaktorem naszych komiksów i odpowiada za współpracę z drukarnią. Oboje pełnią też rolę redaktorów komiksowych sensu stricto: przeglądają ukończone plansze, kontrolują spójność historii, sugerują zmiany. Jeżeli nie akceptują jakiejś planszy czy sceny, to zwykle rysuję ją od nowa i nie mam z tym problemu bo wiem, że bardzo dbają o to, by publikować wyłącznie komiksy najwyższej jakości. Zawsze podkreślam, że wszyscy jesteśmy tak samo ważni dla sukcesu przedsięwzięcia: jako biznesmen dobrze wiem, że proces twórczy, np. rysowanie plansz, to tylko pewien etap na drodze do sukcesu, równie ważny jest odpowiedni marketing, redakcja, obecność w sieci etc.. 

 Filary wydawnictwa - Agata Jaczun i Roman Martewicz

Skąd pomysł na superagenta Kaydana? Czym inspirujesz się przy tworzeniu kolejnych przygód? Nie masz obaw, że Kaydan może się w pewnym momencie „zużyć”, a atrakcyjne historie wyczerpać?

Nie wiem dlaczego, ale nigdy nie istniał dla mnie „problem pustej kartki”. Potrafię w pięć minut wymyślić dziesięć różnych projektów np. okładki do najnowszego numeru, a potem sprawnie wybrać, czasem przy pomocy Redakcji, ten najbardziej przekonujący i od razu go narysować. Poza tym, chyba jeszcze za wcześnie, by mówić o zmęczeniu czy braku pomysłów – zapytaj mnie proszę, gdy wydamy nie siedem, ale sto siedem komiksów! [ Zatem rezerwuję sobie pierwszeństwo wywiadu przy premierze 107-mej części ;) - przyp. MZ ] 



Opowiedz o swoim procesie twórczym, jak wygląda praca nad komiksem od pomysłu do ukazania się na rynku. Ile czasu zużywasz na pisanie, rozplanowanie plansz i ich narysowanie? Czy masz jakiś plan wydawniczy? Wyznaczasz sobie sam terminy? 

Pracuję tzw. metodą Marvela (Marvel method). To znaczy, że najpierw wymyślam ogólny zarys historii, potem przygotowuję poszczególne plansze, a na końcu dokładam dialogi. Od jakiegoś czasu chmurki z tekstami są nakładane ręcznie przez Agatę, co wymusza na mnie pisanie, albo przynajmniej zarysowanie treści dialogów jeszcze przed nałożeniem tuszu, tak, aby potem nie wprowadzać już większych poprawek. Taki sposób pracy uważam za najbardziej efektywny. Jeżeli chodzi o rysunki, najpierw robię szkice ołówkiem, potem nakładam tusz. Litery nakładane są na końcu, kiedy już wszystkie plansze danego numeru są gotowe i możemy raz jeszcze dobrze przejrzeć scenariusz. Pracuję ołówkiem HB, wiem, że wielu lubi twardsze, ale mnie odpowiada taka średnia miękkość. Ważne, by ołówek był dobrze zaostrzony. Używam różnych tuszy, ważne by były to tzw. tusze chińskie (India ink). Obecnie używam na przemian stalówki i pędzelka, zależnie od tego, co inkuję i jaki efekt chcę osiągnąć. O ile stalówki i obsadki są tanie, jak barszcz, bardzo szybko przekonałem się, że z pędzelkami sprawa ma się o wiele gorzej: albo kupujesz najlepsze na rynku (mam na myśli te naprawdę z najwyższej półki i niestety najdroższe), albo wyrzucasz pieniądze w błoto. Nie żałujcie pięciu dych na pędzelek, te tańsze, nawet jeśli markowe, będą się rozłazić. Jeżeli chodzi o papier, używam brystolu formatu A3. Do 3 numeru Kaydana włącznie używałem większych i grubszych kartek, ale zrezygnowałem z nich między innymi ze względu na uciążliwość i wyższe koszty ich skanowania. Plansze komiksowe są w oryginale dużo większe niż format wydrukowanego komiksu, ma to na celu zachowanie odpowiedniego poziomu detali oraz zmniejszenie znaczenia ewentualnych niedociągnięć , deformacji czy nierówności. W druku zredukowane rysunki zwykle wyglądają lepiej.



Najwięcej czasu zajmuje oczywiście rysowanie, w szczególności nakładanie tuszu. Kiedyś robiłem bardzo szczegółowe szkice, można je zobaczyć w galerii na naszej stronie internetowej, ale obecnie wystarczają mi bardziej luźne podkłady – to, co Amerykanie nazywają breakdowns, czasem nawet lay-outs, czyli same kontury czy zarysy postaci. Zależy to jednak w dużym stopniu od samego rysunku. Jeżeli jest to coś trudniejszego, np. zwierzę czy ludzkie ciało w nietypowej pozie, jakiś szczególny grymas itp., wtedy szkic robię dokładny. Jeżeli są to budynki lub „technologiczny” stuff, jak w Projekcie X, wystarczy siatka perspektywy i ogólne kontury.



Co do deadline’ów, istotnie, sam je sobie wyznaczam. Nie mam z tym problemów, jestem na tyle zdyscyplinowany, by konsekwentnie i twardo realizować program dnia, tygodnia, miesiąca. Nauczyłem się tego już kilka lat temu, dużo dała mi też praca nad doktoratem, która wymagała roztropnego planowania, zarówno krótko-, jak i długofalowego. Planuję też pracę na tyle realistycznie, by uwzględnić ewentualne poślizgi i przeszkody, jak np. wszelkie przejawy normalnego życia. Staram się nie pracować po godzinie 19, chociaż jeszcze nie zawsze mi to wychodzi. Najbardziej produktywne godziny to godziny przedpołudniowe. Odradzam pracę w nocy – nawet, jeśli wydaje Wam się, że jesteście produktywni właśnie wtedy, spróbujcie przez tydzień wstawać wcześnie rano i wtedy pracować: jest bardzo duża szansa, że zrobicie znacznie więcej.
Żeby rysować serię komiksową, i wydawać ją na czas, trzeba być bardzo zdyscyplinowanym i trzeba twardo, dzień w dzień, rysować kolejne strony. Najlepiej przyzwyczaić się do kończenia danej planszy za jednym posiedzeniem. Tylko wtedy się zdąży, wtedy też postęp w rzemiośle jest najszybszy.



Na pewno spotkałeś się z głosami, że ludzie chętniej sięgaliby po Twoje komiksy gdyby były kolorowe. Czy czerń i biel jest podyktowana kwestiami artystycznymi czy finansowymi i czy jest możliwa ewentualna zmiana?

W tej kwestii słyszymy różne opinie. Niektórzy rzeczywiście woleliby HK w kolorze, ale nie brakuje też głosów przeciwnych. Powiem nawet, że paru Czytelników miało nam za złe, że od drugiego numeru okładki HK są w kolorze! Osobiście nie miałbym nic przeciwko wydawaniu kolorowych Kaydanów. W tej chwili jednak nie możemy sobie na to pozwolić, bo wiązałoby się to z zatrudnieniem dodatkowego pracownika i podniesieniem kosztów produkcji i druku. Być może za jakiś czas?

Nie sposób uniknąć porównań do innych podobnych przedsięwzięć . Ostatnio bardzo głośno było zwłaszcza o projekcie Kijuca, choć jego KONSTRUKT jest dosyć specyficznym komiksem. BIOCOSMOSIS Volanskiego,czy BLER Szłapy to co prawda nie zeszytówki, ale one także podjęły próbę reaktywacji polskiego komiksu rozrywkowego, mainstreamowego. Wszystkich Was łączy także to, że nie stoi za Wami żadne poważne wydawnictwo. Czy nawiązaliście więc może jakąś nic porozumienia? Wspieracie się wzajemnie, wymieniacie doświadczeniami?  

Miałem przyjemność poznać kilku z wymienionych przez Ciebie autorów, ale nie jesteśmy w stałym kontakcie. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, co robi np. Rafał Szłapa, przeczytałem już najnowszego Blera i bardzo mi się podobał. Na targach w Łodzi udało mi się zdobyć autograf Rafała z rysunkiem! 

 na tegorocznym Miedzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi z Rafałem Szłapą

Jestem po wielkim wrażeniem Waszej strony. Choć agent Henryk Kaydan działa skrycie, to Ty robisz wiele by go zareklamować i stale informujesz o jego perypetiach w swym Dzienniku autorskim. Naprawdę http://hkaydan.com/ robi wrażenie dużo bardziej atrakcyjnej niż wiele witryn poważniejszych wydawnictw. A z pewnością bardziej przejrzystej…

Dziękuję! Jest to wyłącznie zasługa naszego webmastera a mojego brata, Romka Martewicza. Robi naprawdę świetną robotę, zresztą nie tylko jeżeli chodzi o stronę www. Bez niego nie poradzilibyśmy sobie z wydawaniem HK.

 Kaydanowo-Zmorowe stoisko na festiwalu, tłumy dzielnie odpędza Roman Martewicz

Jak udało Wam się przeżyć podwyżkę podatku VAT? Przecież prawie przyczyniła się do załamania rynku! Redaktor zeszytowej „potęgi” FANTASY KOMIKS, Artur Szrejter, na ostatnim MFKiG bezradnie rozkładał ręce mówiąc o przyszłości… 

Podatki w ogóle to dość niewdzięczny temat. Sam VAT nie jest tak uciążliwy, jak całość procedur i wymogów związanych z prowadzeniem firmy. Jestem przeciwnikiem interwencjonizmu i zwolennikiem całkowitej wolności gospodarczej, której niestety w Polsce nie ma. Gdyby była, sprzedaż komiksów i innych dóbr zdecydowanie by wzrosła. Pojawiłoby się też oczywiście więcej tytułów. Polscy konsumenci sami sobie niestety strzelają w stopy głosując w wyborach na partie, które nie deklarują radykalnej obniżki podatków.

Jeśli to nie tajemnica – jaki jest średni nakład Twoich komiksów? 

Jest to jedna z naszych najpilniej strzeżonych tajemnic, chociaż jeżeli ktoś policzy wszystkie okna i cegły, które narysowałem w pierwszych pięciu Kaydanach, może znaleźć pewne wskazówki. A poważnie, staramy się nie rozmawiać o nakładzie, ponieważ z doświadczenia wiemy, że temat ten budzi zupełnie niepotrzebne emocje. Będziemy wydawać nasze komiksy tak długo, jak długo będzie nam się to opłacało.



Gdzie jeszcze poza Internetem można je nabyć? Czy są dostępne w tradycyjnych księgarniach?

Tak, nasze komiksy są dostępne również w księgarniach stacjonarnych. Można je dostać w m.in. w Warszawie, Krakowie i Poznaniu. Większość z tych księgarń prowadzi jednocześnie sprzedaż online. Oprócz tego, jak zauważyłeś, najłatwiej jest znaleźć zeszyty HK przez Internet, w dużych księgarniach specjalizujących się w sprzedaży komiksów oraz na Allegro. Cały czas pracujemy nad poszerzaniem dystrybucji stacjonarnej, ale to powolny proces.  Szczegółowa lista punktów sprzedaży znajduje się na naszej stronie www.hkaydan.com. 

 komiks dobrem najmłodszych! dzieciakom niestraszna była nawet Zmora 

Jakie masz plany na przyszłość? Zamierzasz rozbudowywać swoje uniwersum o kolejnych bohaterów? Standardowo każde większe amerykańskie wydawnictwo ma jakieś postacie z grupy: faworyzujących amunicję komandosów ( Punisher ), zamaskowanych mścicieli ( Batman ), półbogów-bohaterów o nadludzkich zdolnościach ( Thor, Superman ), mutantów ( Spiderman, Hulk, X-men ) itp. Chciałbyś pójść tym tropem?   

Nie jesteśmy przesadnie skoncentrowani na budowaniu jednego uniwersum. Do tego trzeba by dysponować większą ilością tytułów. Koncentrujemy się na wydawaniu komiksów jak najwyższej jakości, „Zmora” nie musi jednak koniecznie dziać się w tej samej rzeczywistości, co „Henryk Kaydan”. Chociaż, jak mieli okazję przekonać się, np. Czytelnicy „Projektu X” # 0, „Projekt X” i „Henryk Kaydan” to historie, które mogą się czasem przeplatać.

Jeżeli chodzi o nasze plany wydawnicze, to cały czas myślimy i zastanawiamy się, jak ulepszyć to, co robimy. „Zmora” jest pewnym eksperymentem, chcemy zobaczyć, jak będzie jej odbiór i na tej podstawie podejmiemy na pewno jakieś decyzje dotyczące przyszłości. Myślimy na przykład ostatnio o dość zasadniczej zmianie w sposobie wydawania naszych komiksów, ale jest jeszcze za wcześnie, by wdawać się w szczegóły. Zapraszamy do regularnego odwiedzania naszej strony internetowej, na pewno wszystko wyjaśnimy w odpowiednim czasie.

JM i Agata Jaczun, na I Festiwalu Komiksu Historycznego

Choć przełom lat 80/90 był świetnym okresem dla komiksu zeszytowego i Tm-Semic niemalże zbombardował swoją ofertą rynek redaktor naczelny Marcin Rustecki wspominał, że przez cały okres działalności wydawniczej nie przyszedł do niego nikt z gotowym komiksem… ba!... czołowi polscy rysownicy mieli problem ze skończeniem choćby kilku plansz… Nie żal Ci czasami, że nie urodziłeś się ciut wcześniej by tworzyć w tamtym okresie? Być może Kaydan ukazywał by się ramię w ramię z Batmanami i Mutantami?

Ilekroć zaczynam myśleć, że może warto byłoby urodzić się trochę wcześniej, zaraz uprzytamniam sobie, że potencjalne tego zalety są iluzoryczne. Jeszcze piętnaście lat temu złożenie i wydanie komiksu było na przykład o wiele bardziej kosztowne i o wiele trudniejsze, niż dziś. Internet stworzył nowe możliwości marketingowe, niedostępne jeszcze kilka lat temu. Żyjemy w czasie fascynujących możliwości. Ośmieliłbym się nawet zaryzykować twierdzenie, że jeszcze nigdy przeciętna jednostka nie znaczyła i nie mogła tak wiele, jak dzisiaj. Nie interesuje mnie zresztą zbytnio zastanawianie się nad tym, co by było, gdyby rzeka płynęła w drugą stronę; wolę raczej myśleć nad odpowiednim wykorzystaniem jej nurtu. Co do rysowników, którzy nie potrafili wyprodukować plansz na czas… mówi to wiele o ich profesjonalizmie, dokładniej o jego braku.

 spotkania z czytelnikami zapewniają zawsze wysokie morale

Nie masz wrażenia, że - podobnie jak w przypadku innych mediów – im łatwiej tworzyć komiks tym generalnie gorsza jego jakość artystyczna? Rustecki porównując dzisiejsze możliwości techniczne określił dawne lata TM-Semica wręcz „średniowieczem”! Komiks jest o wiele łatwiej narysować, literować, kolorować, składać, kroić, skanować, przesłać do druku itd. Wydawałoby się więc, że powinno być to przyczyną rozwoju. Tymczasem jest dokładnie na odwrót. Nie dość, że rynek wydawniczy komiksu jest obecnie cieniem siebie z przeszłości, to jeszcze plastycznie jest zazwyczaj kiepsko. Okładki ociekają amatorszczyzną, odstrasza wieczna digitalizacja, brak dbałości o szczegóły, komiksy „akcji” są często przeraźliwie nudne a plansze coraz częściej przypominają bardziej kadry filmowe niż komiks…  

Dotknąłeś kilku ważnych problemów. Spróbuję odpowiedzieć po kolei. Nie uważam, by generalnie sposób powstania komiksu miał bezpośredni wpływ na jego wartość artystyczną. Są rysownicy szybsi i wolniejsi, bardziej i mniej dokładni, pracujący z mniejszą lub większą łatwością. Efekt końcowy jest jednak oceniany przez czytelników, którzy nie interesują się przecież zbytnio kto i ile czasu poświęcił na rysowanie i czy miał łatwo, czy nie. Natura obdarzyła nas różnymi talentami i niestety, a raczej na szczęście, nie ma tu równości. Kultura masowa to dziedzina, w której liczą się efekty, nie zaś sam proces twórczy. Chodzi o to, by pracować jak najsprawniej i jak najbardziej wydajnie; wszelkie narzędzia są tu pomocą, nie przeszkodą. Wszystko zależy od tego, jak ich używamy.

Co do tego, że komiksy akcji są nudne – czytałem ostatnio Kapitana Amerykę Stana Lee i Jacka Kirby’ego i nie mogę powiedzieć, żeby sceny akcji były tam mniej nudne, niż w dzisiejszych komiksach. Różnice widzę tylko w samym rysunku – Kirby był tak dynamiczny, że dzieła 95 procent dzisiejszych gwiazd komiksu przypominają przy jego kadrach obrazy martwej natury. Zasadniczą zmianę obserwuję jednak gdzie indziej – komiks jest coraz mniej komiksowy, a coraz bardziej dosłowny. Jest to niedobry trend, bo to nieprawda, że wszystko musi być pokazane, jak w filmie. Czytałem ostatnio bardzo stare polskie komiksy i dziwiłem się, jak wielkimi skrótami i przeskokami w akcji operowano podówczas. Nie przeszkadza to jednak w lekturze, często wręcz przeciwnie: ludzki mózg ma niesamowite możliwości, zazwyczaj dobrze radzi sobie ze składaniem tych wszystkich kawałków w całość. 

Co do Twojej uwagi, że komiksy coraz częściej przypominają filmy, rzeczywiście tak to wygląda, zwłaszcza na amerykańskim rynku wydawniczym. Myślę, że przyczyną jest to, że większość twórców uważa komiks za odskocznię do Hollywood, bo tam można zarobić nieporównanie więcej. Traktują więc komiksy jak storyboardy do przyszłych filmów, wydawcy zaś przyklaskują, bo sami wietrzą w tym dobry interes. Duże znaczenie ma też to, że komiksy tworzą dziś głównie starzy fani, znudzeni i zblazowani, mówiliśmy już o tym wcześniej. Nie ma w tym oczywiście nic złego, ponieważ każdy ma prawo prowadzić biznes tak, jak mu się podoba. Konsekwencją tego trendu jest jednak stopniowe pogarszanie się jakości komiksów, które przypominają w tej chwili raczej fanziny czy katalogi, niż historie obrazkowe. Widziałem na przykład obrzydliwy kadr z nowego komiksu o Batmanie, gdzie przedstawiony jest on z Catwoman. Nie wiem, z jakiego pisma dla dorosłych odrysowano tę scenę, ale to nie jest mój Batman, to jest Batman podstarzałych, nastawionych na sensację fanów, którzy sami jeszcze nie widzą, że gałąź, na której siedzą, jest już dawno podcięta i jeżeli się nie załamie, to tylko dlatego, że za chwilę nie będzie miała pod kim się ugiąć. 

JM i "wysłannik 80sowości" Mazin, MGKiG 2011- Łódź


Cześć pierwszą wywiadu z Jakubem przeczytacie tutaj 
---------


1 komentarz: