środa, 11 lipca 2012

Cartoon Hour (2) - Sky Commanders



Lata produkcji: 1987
Długość serialu: 1 sezon ( 13 odcinków )
Producent wykonawczy: William Hanna, Joseph Barbera

Niedaleka przyszłość. Z wód południowego Pacyfiku wyłania się nowy ogromny kontynent, stworzony przez tyleż potężną co niebezpieczną energię radioaktywną, zwaną Patha 7.
Ktokolwiek pierwiastek ów ujarzmi uzyska siłę wystarczającą do zdobycia władzy nad światem.
Ambicję taką ma generał Lucas Plague, na czele grupy renegatów i najemników, zwanych "Raiders", którym diaboliczne plany zamierza pokrzyżować specjalnie powołany międzynarodowy oddział wojskowych i geologów pod wodzą Mike'a Summita... "Sky Commanders"!



Tak z grubsza przedstawia się fabuła słabo u nas znanego serialu animowanego ze stajni słynnej Hanna-Barbera, będąca próbą włączenia się tegoż studia w popularny w latach 80tych nurt kreskówek o podłożu militarnym... czyli poprostu... super-żołnierzach walczących w obronie wolności/demokracji/amerykańskiego stylu bycia/niskich cen paliw ( niepotrzebne skreślić ).  



  


Raj dla alpinistów! Tak możnaby stwierdzić w skrócie... i z przymrużeniem oka. 

Tak jak w przypadku każdego zabawkowego franchise'u liczy się bowiem oryginalny pomysł tak i tutaj takowy wygłówkowano. Były wielkie transformujące się roboty, były zmutowane żółwie ninja, były moto-myszy z Marsa, ale nikt nie wymyślił jeszcze strzelających się alpinistów... nie, nie transformujących się, ani nie zmutowanych, ani nie na motorach, ani z Marsa... zwykłych... acz po zęby uzbrojonych i nieziemsko dzielnych alpinistów...

Zasadniczą ideą która miała zawojować serca amerykańskich dzieci są tu bowiem niezwykłe plecaki, wystrzeliwujące laserowe kable - specjalną wersję liny wspinaczkowej w formie wiązki elektrycznej ( znaczy kawałka sznurka w wersji zabawkowej ) która umożliwia szybkie i bezpieczne przemieszanie się między dwoma szczytami górskimi ( czyli między meblami w wersji dziecięcej ).



Nie wiem co było pierwsze - figurki Kennera czy serial H-B, i jak wszystko to się sprzedało - w sieci próżno szukać o Sky Commanders jakichkolwiek informacji ( choć cisza w eterze siłą rzeczy nasuwa oczywiste wnioski ) - niemniej zabawa z plecakami i olinowaniem ma swoje zdecydowane plusy jak i minusy.

Serial bowiem inaczej ogarnia dorosły widz a inaczej pociecha. I nie chodzi tu o stare podejście, że bajki siłą rzeczy są dla dzieci.

Po prostu w "wersji dziecięcej" kreskówka daje nieźle po oczach. Lasery, ciągłe walki, futurystyczny sprzęt alpinistyczny, śmiganie od góry do góry, potwory, nieźle skonstruowane postacie i pojazdy.  Czego chcieć więcej? Dziecko zwraca uwagę na inne szczegóły niż wymagający i znudzony dwudziestolatek.



Natomiast dokładnie ta sama kwestia sprawia, że kolejne odcinki trudniej mi obecnie przełykać.
Po prostu tło fabularne praktycznie tu nie istnieje. A może bajerów zrobiło się nagle za mało?

Bolączką serii jest zwyczajnie brak większego pola możliwości do kreowania w świecie "Sky Commanders" ciekawych historii... Dwie małe grupki niewiele różniących się górskich komandosów strzelających się non stop w ciągle tym samym "tybetańskim krajobrazie" + kilka potworów to trochę mało atutów.



Jedną z bolączek jest także... taktyka! Zwyczajnie trudno się czasem zorientować dlaczego w danym momencie używa się takiego a nie innego sprzętu, jakie ma on zastosowanie i jak sprawia się w starciu z inną bronią. Przez co trudno jakoś wczuć się w klimat i przynależeć do grupy. 
Chodzi mi o to, ze każde dziecko wie jaka jest różnica między samolotem a czołgiem G.I.Joe, po co Autoboty i w co się transformują, kiedy Planetarianie powinni połączyć siły bądź wezwać swojego Kapitana... tutaj jest swego rodzaju chaos.  



Design bohaterów, plecaków czy pojazdów jest naprawdę niezły ( norma w latach 80tych ), choć nikt specjalnie się tu nie wybija, z czasem postacie się odróżnia ale konia z rzędem temu kto mi powie jaka jest większości rola, czy specjalizacja, czy jak który ma na imię.
Na dodatek wszyscy bohaterowie pojawiają się już na starcie w pierwszym odcinku i obsada wogóle się nie zmienia. Kolejne odsłony nie mają wiodących postaci, strzelają się wszyscy.
I właśnie - zasadniczo tylko się strzelają, jeżdżą po tych linach, zestrzeliwują samoloty, od czasu do czasu gdzieś jakiś potwór się pojawi.
Za sprawą tego odcinki niespecjalnie się od siebie różnią i łatwo stracić przy oglądaniu koncentrację, z cyklu "ale o co chodzi?".   
Pierwsze kilka odsłon jest zresztą niesamowicie wtórne. 
Dopiero od 6go zaczyna trochę zmieniać się krajobraz, pory dnia, stany pogody, pojawia się statek z rozbitkami, a w przedostatniej części "Raiders" nawet zmuszeni są ze "Sky Commanders" współpracować.
Pod sam koniec serii pojawia się również nowe wyposażenie i pojazdy + wielki statek dowodzenia "Raidersów".



Kuleje też trochę chronologia serialu. Np Jurij który przewija się już od pierwszego odcinka nagle pojawia się w czwartym jako "nowy rekrut"...


Plusami są natomiast poza wspomnianym designem naprawdę porządny voice-acting i muzyka - choć znowuż, nie znajdzie się zapadający w pamięć kawałek wart nucenia. 



Z obsady warto wyróżnić Bernarda Erharda, który zdecydowanie wybija się jako diaboliczny generał Plague. Większość aktorów to solidna stara gwardia, biorąca udział np przy Transformersach.
Ciekawostką jest głos Kodjaka - jego autor to sam Soon-Tek Oh! Koreańsko-japoński aktor znany m.in. jako pułkownik Yin z "Zaginionego w akcji 2" czy niezliczonych ról serialowych. 



Tyle.
Ogólnie powiedziałbym, że "Sky Commanders" to niewykorzystany, czy po prostu źle wykorzystany potencjał. Trochę więcej wyraźnych postaci, zróżnicowanie krajobrazów, zwiększenie nacisku na fabułę by szerzej zaprezentować atuty zabawek, czytelność akcji, posypać szczyptą humoru. I byłoby dużo dużo lepiej...

A tak... zmutowane żółwie ninja czy wielkie transformujące się roboty, cały czas w głowie siedzą... zaś strzelający się alpiniści pozostają w sekcji zapomnianych wrażeń dzieciństwa...    

Mazin


Wszystkie odcinki dostępne na Youtube! 
Serial nie został dotąd wydany na DVD.           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz