środa, 21 września 2011

Przegląd filmowy (3): Ptaszek na uwięzi, Twardziele


Bird on a wire ( 1990 )

Tyt. polski: Ptaszek na uwięzi

Gatunek: komedia sensacyjna, sensacyjny, komedia romantyczna

Rezyseria: John Badham ( Gorączka sobotniej nocy, Błękitny grom, Krótkie spięcie, Gry wojenne )

Opis: Goldie Hawn, szanowana i lubująca się w luksusie prawniczka, przypadkiem rozpoznaje w pracowniku stacji benzynowej swą dawną miłość – Mela Gibsona. Nie wie jednak, że ten został objęty programem ochrony świadków. Obawiając się, że nieoczekiwane spotkanie może wydać jego obecną tożsamość światu przestępczemu, Gibson nieświadomie uruchamia lawinę zdarzeń, w którą wciągnie zarówno swoją byłą, skorumpowanych agentów FBI, wygłodniałe tygrysy i pewną równie piękną co niebezpieczną panią weterynarz.



Analiza: Przyjemny choć trudny do zakwalifikowania filmik.
Nie jest to do końca komedia, ani specjalnie sensacja.
Filmów o podobnych wątkach - przestępców odkrywających bezpieczny azyl bohatera czy też o protagoniście którego niesłusznie ścigają wszystkie służby blokując oczywiście przy okazji jego karty kredytowe, było nie mało, i to lepszych.
Choć akcji jest dużo miałem pewne wrażenie jego kameralności. Mel Gibson to nie żaden policjant ani komandos piorący się z rasowymi badguy’ami. Tych drugich, zresztą niespecjalnie rasowych, jest znowuż tylko dwóch ( no w porywach do trzech, ale trzeciego nie liczę, bo to słaba rola była ).
Nie ma tu ani zastępów mafii, ani przerażająco charakterystycznych bossów wydających wyroki śmierci. Ot… dwójka bandziorów o niewyraźnie zarysowanych charakterach chcących dorwać bohatera za… właściwie nie do końca wiadomo dlaczego tak bardzo chcący go dorwać ;)
Gibson to na dobrą sprawę „pryszcz” w porównaniu do tak licznych „przypadkowych świadków” którzy wdeptywali w naprawdę poważne g… Może właśnie dlatego przydano mu za przeciwników takie a nie inne charaktery. 



Co w sumie wcale nie przeszkadza, bo film ogląda się naprawdę przyjemnie. Jest i humor i ( trochę przewidywalne a trochę nie ) zwroty akcji.
Powiedziałbym zresztą, że głównym wątkiem filmu jest tu raczej nie cała ta afera ale wyjątkowo trudny „reunion” dwojga bohaterów, ludzi których wspólne życie brutalnie przerwano 15 lat temu i których niezwykłe okoliczności spotkania zmuszą by ponownie się odkryć i rozliczyć z przeszłością.


Werdykt: Warto. Generalnie dla samych aktorów warto. To gwiazdy czynią ten film dobrym, nie fabuła. Warty polecenia fanom Mela i fanom Goldie. Pomiędzy tymi dwojga po prostu widać chemię, przez cały seans. W swoich rolach wypadają bardzo przekonująco, choć dziwię się trochę, że Goldie partneruje on a nie sam Kurt Russell. Życiowy partner naszej uroczej blondynki może i pasowałby tu nawet lepiej, bo i fryzurę i charakterek do Mela miałby na pewno podobne. Może większa wrażliwość Gibsona wygrała tu ze zbytnią twardzielskością Russela?
Rasowych badguy’ów  grają zaś… rasowi badguye – Bill Duke i David Carradine
Choć wolę ich w innych kreacjach. Bill Duke jest jedynie cieniem siebie z „Commanda” a Carradine średnio pasuje do tej mało w sumie wymagającej rólki… choć jest to chyba jedyna szansa zobaczyć ową legendę w krótkich włosach i różowych okularach ;)
( Milczeniem pominę za to trzeciego bad guy’a… bo to po prostu słaba rola była )
Wreszcie warto zobaczyć dla pięknej Joan Severance. Nieduży to epizodzik wprawdzie, ale zapada w pamięć…… ( bo na pohybel temu któremu piękna Joan Severance w pamięć nie zapada ) ……



i z pewnością niejeden się zastanowi, czy Mel nie powinien specjalnie dla niej porzucić odzyskanej po tylu latach Goldie…



---------




Tough guys ( 1986 )

Tyt. polski: Twardziele

Gatunek: komedia gangsterska

Rezyseria: Jeff Kanew ( Zemsta frajerów, Mam cię! )

Opis: Po 30 latach spędzonych w więzieniu dwóch przyjaciół – już staruszków - wychodzi na wolność. Trzy dekady temu dokonali najbardziej zuchwałego skoku na pociąg w historii amerykańskiej kolei… i być może był on nawet łatwiejszy niż pokonanie przeszkód jakie zgotuje im świat wolny od krat. Zmieniło się w nim wszystko. Moda, samochody, znana wcześniej okolica, ludzka kultura. Jak się w nim odnajdą ludzie, którym po dawnym bogatym życiu i chwale pozostały jedynie wspomnienia? 


Analiza: Reklamowany jako komedia, i rzeczywiście humoru troszkę tu jest… ale to raczej dość smutny, bardzo sentymentalny film, widać tęsknotę za dawnymi czasami. Trudno nie współczuć bohaterom sytuacji w jakiej się znaleźli, czasu który bezpowrotnie stracili, rzuceni jakby do zupełnie obcego im uniwersum, po latach wspólnej odsiadki złączeni nierozerwalnymi więzami przyjaźni… które bezlitośnie zamierza przeciąć okrutny system resocjalizacji więźniów.
Niech dwa nazwiska posłużą tu za analizę: Burt Lancaster i Kirk Douglas. Megagwiazdy kina ( choć już na emeryturze ) spotkały się razem po raz siódmy i ostatni dając całkiem niezły popis. 


Panowie, choć o odmiennych charakterach i stylach aktorskich, wypadli razem naprawdę przekonująco ( choć podobno prywatnie niezbyt za sobą przepadali ). Przy czym Lancaster wydaje się że nie tylko swoją postacią nie wyszedł do końca z lach 50-tych. Jego nader teatralny styl lepiej pasuje do starych i epickich przebojów Hollywoodu. Douglas wypada pod tym względem naturalniej.


Nie jestem do końca usatysfakcjonowany zakończeniem. W porównaniu z resztą filmu jest jakby najsłabiej przemyślane... ale może przesadzam… oceńcie sami.

Werdykt: Warto. Rzadka to okazja zobaczenia największych gwiazd lat 50/60 w filmie z lat 80-tych… i to w dodatku wspólnie!





Pozdr.
Mazin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz