Remo Williams: The Adventure Begins ( 1985 )
Tyt. polski: Remo: Nieuzbrojony i niebezpieczny
Gatunek: komedia kryminalna, sztuki walki,
Reżyseria: Guy Hamilton ( Bitwa o Anglię, Diamenty są wieczne, Goldfinger, Człowiek ze złotym pistoletem, Żyj i pozwól umrzeć, Komandosi z Navarony )
Opis: Zatwardziały nowojorski policjant i weteran Marines, po sfingowaniu jego śmierci, zostaje zwerbowany do tajnego rządowego programu zabójców CURE ( pol.: Odtrutka, Antidotum, Lek ), walczącego m.in. z potężną korupcją w amerykańskiej armii. Nim Remo wkroczy do akcji musi wpierw przejść jednak szkolenie pod okiem ekscentrycznego mistrza sztuk walki...
Analiza: Dla młodszego pokolenia jest to film zupełnie nieznany - film był zresztą kinowym flopem - do tego stopnia, że ciężko namierzyć jakikolwiek udany jego plakat... w czasach PRLu przygody REMO były jednak jednym z większych hitów na kasetach wideo.
I jedno i drugie nie dziwi - grający główną rolę policjanta, któremu przerobiono twarz i zmuszono do udziału w projekcie CURE, Fred Ward to prawdziwy hollywoodzki twardziel jakich się w latach 80ych kochało i można było oglądać bez przerwy, obojętnie czy film był klasy A, B, czy C...
W tym przypadku bohater zresztą dzięki sekretnej sztuce walki "Sinanju" potrafi uchylać się przed kulami, biegać po mokrym cemencie a jego akrobatyczne wyczyny na wysokościach czynią z niego praktycznie nadczłowieka... wieść niesie zresztą ( co w filmie wydaje się wielce "prawdopodobne" ), że Ward sam wykonał większość niebezpiecznych popisów kaskaderskich!
Inna rzecz, że jak na duży budżet i niezwykłe lokalizacje zdjęć ( specjalnie dla filmu zbudowano kopię Statuy Wolności w Mexico City! ) jest to obraz dość kameralny i konspekt kina akcji jest tu pociągnięty relatywnie słabo...
Ogólnie film ten jakby składa się wręcz z dwóch odmiennych wątków - relacji Remo z jego nauczycielem, i walki z bezwzględnym producentem broni. I o dziwo są to jakby dwa całkowicie odmienne światy, wyczarowane zupełnie inną reżyserską ręką...
Pierwszy aspekt - droga Remo do opanowania przezeń niezwykłych zdolności i pełna wyrzeczeń współpraca ze starym i aroganckim koreańskim mistrzem Chiunem to największy plus filmu. Ich relacja i nietypowe treningi wypadają bardzo przekonująco. Pełno tu gagów a dialogi naładowane są ciekawymi przemyśleniami np. na temat amerykańskiej diety...
Jednak drugi aspekt - czyli to co powinno być kwintesencją filmu AKCJI - potraktowano nieco po macoszemu. Owszem, walka na Statule Wolności to niezły kaskaderski popis, ale jest to raczej wisienka na stosunkowo słabym torcie.
Walki jest tu zwyczajnie mało a potężny przeciwnik jest lepszy w "gębie" niż liczbie karabinów i "chłopców do bicia"... trudno zwyczajnie nie odnieść tu wrażenia, że Remo natrenował się w sumie nadarmo...
Brak tu jakichś zwrotów akcji, pościgów, starego dobrego mordobicia czy porządnego climaxu jak na kino lat 80ych przystało.
Wszystko to tym bardziej dziwi gdy zauważymy, że reżyserią filmu zajmował się stary weteran od "Bondów" i twórca "Komandosów z Navarony" - Guy Hamilton.
Nie dziwi zatem, że choć tytuł tak przewidywał ( ...Adventure Begins - Początek przygody ) żaden sequel "Rema" jednak nigdy nie powstał... ku uciesze wielbicieli pierwowzoru filmowego Rema - popularnej w latach 70ych serii książkowej "The Destroyer" - którzy krytykowali ekranizację.
Film ogląda się jednak z wielką przyjemnością, trudno jednak sprecyzować czy obraz ten bardziej nadaje się na "sobotnie wieczory z akcją" ( początek filmu i trening Rema ) czy raczej na "niedzielne popołudnie familijne" ( akcja i słaby climax )...
Ciężko pogodzić się z faktem, że zwyczajnie zmarnowano spory potencjał, by sequel rzeczywiście powstał, bo sam bohater wykreowany przez Warda i jego mistrz Chiun zasługiwali zdecydowanie na więcej!
Werdykt: Polecam... i na DVD też w sumie warto... nie sposób Rema nie obdarzyć sympatią i od czasu do jego ( krótkich ) przygód powrócić warto!
Mazin
Mazin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz