wtorek, 29 kwietnia 2014

Remont, przeprowadzka, nowy początek, czy może jednak koniec?



Słyszałem kiedyś, że statystyczna żywotność bloga to dwa lata. Żyje, rozwija się, nieraz ciężko dyszy, a to znów łapie powietrza i swobodnie oddycha, by po dotarciu do owej magicznej granicy dwóch lat umrzeć śmiercią zazwyczaj niezbyt naturalną, raczej brutalną, beż pożegnania, bez tłumaczenia, bez powrotu z wirtualnych zaświatów. I wydaje mi się, że jest w tym twierdzeniu o dwóch latach zadziwiająco dużo prawdy. My teoretycznie przekroczyliśmy już trzeci rok, ale własnie, tylko teoretycznie. Od dawna jest to raczej dom w którym straszy i w którym nikt nie odkurza pajęczyn, a i w toku działalności mieliśmy dużo więcej przerw niż pracy nad utrwaleniem stałego cyklu publicystycznego.
Nie wiem więc czy jest sens by wracać na to pisarskie poletko, z którego plonów nigdy nie było, a ziarna nikomu od dawna nie chce się siać. Niby to tylko blog, ot zabawka, ale jednak dla mnie jest on swoistą krwawicą, którą trudno mi ot tak porzucić, by stało się częścią internetowego cmentarza czy właściwie już globalnego śmietnika, bo przecież nic na tym świecie nie rozkłada się dłużej niż wytwory sieci.