A to ci dopiero prawda?
Historia scenariuszy bywa bardziej zawiła niż najbardziej zakręcona fabuła. Często słyszymy o tym, że do danego obrazu przymierzano iluś tam aktorów, ale ile znamy tak naprawdę sytuacji gdy obsada i sam film zmieniały się aż tak diametralnie i to w tak krótkim czasie?
Wspominaliśmy już o tym, że Bruce Willis rolę w Szklanej Pułapce zawdzięcza Arnoldowi S., który nie chciał słyszeć o kontynuacji "Commanda", a tym bardziej by była to kontynuacja w kalifornijskim wieżowcu.
Dziś słów kilka poświęcamy innej zaskakującej transformacji materiału filmowego...
Pomysł na Gliniarza narodził się już w roku 1977ym i długo ewoluował. Zmieniał się sam tytuł ( pierwotnie "Beverly Drive" ), zamysł, lokalizacje, gatunek, o głównej roli nie wspominając. Ideą wspólną dla wszystkich wersji skryptu była generalnie tylko akcja tocząca się głównie w sterylnie schludnym i bogatym Beverly Hills do którego trafia gliniarz z zupełnie innego świata by pomścić śmierć bliskiej mu osoby...
Najpierw miał pochodzić po prostu z najeżonego bandziorami East L.A. ( Wschodnie Los Angeles ), potem długo długo ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych ( najdłużej trzymano się Pittsburgha w Pennsylvanii ) by ostatecznie wylądować w zrujnowanym Detroit - rodzinnym mieście producenta filmu, Jerego Bruckheimera.
Baa! Długo kombinowano nawet nad samym imieniem głównego protagonisty!
Czy zadowolilibyście się panem o nazwisku Elly Axel? A może na odwrót - Axel Elly? Pod tym nazwiskiem zapamiętalibyśmy pewnie do dzisiaj Mickeya Rourke'a - pierwszego naczelnego kandydata do roli, który wziął nawet 400 tysięcy $ za podpisanie kontraktu ale z projektu potem się wycofał...
I w tym momencie na scenę wkracza nie kto inny jak sam SLY.
Przez długi czas to właśnie on jest na ustach wszystkich zainteresowanych.
Axel w tej wersji nosi nazwisko... Cobretti (!)... i wybiera się do Beverly Hills by pomścić nie przyjaciela ( Mikiego Tandino ) ale własnego brata.
Urocza Jenny Summers jest tutaj zaś nie zwykłą przyjaciółką ale MIŁOŚCIĄ bohatera - co tak na boku trzeba przyznać wydawało mi się ciekawszym powodem jej obecności w filmie bo przyjaźń Murphy'ego z tą śliczną blondynką jakoś nigdy mnie przekonywała...
Ale jest jedno poważne ALE... Gdy czas zdjęć zbliża się coraz bardziej człowiek stojący za Rambo i Rockym decyduje, że w Gliniarzu jest za mało akcji i dopisuje do scenariusza ilość scen pościgów oraz strzelanin przekraczające pierwotne wyobrażenia producentów, o możliwościach finansowych już nie wspominając.
Beverly Hills jest za drogie na same zdjęcia, a co dopiero by zaprowadzić w nim prawo karabinów i ognia jakie preferuje Sylvester. Gdy odmawia mu się nakręcenia choćby porywającego climaxu - sceny pościgu Axela za głównym Bad Guyem - oczywiście luksusowymi sportowymi brykami i oczywiście z finałem na masce pędzącego pociągu - Stallone porzuca filmowców i idzie kręcić kolejnego Rambo...
Tak więc na osiem tygodni ( lub jak mówią inne źródła zaledwie dwa ) przed rozpoczęciem zdjęć film pozostaje bez swojej gwiazdy.
W tym momencie producenci radykalnie zmieniają front i angażują młodziutką gwiazdę Saturday Night Live - czarnoskórego Eddiego Murphy, który przy zaledwie dwóch rolach kinowych ( "Nieoczekiwana zamiana miejsc" - "Trading Places" i "48 godzin" ) ma już status kury znoszącej złote jaja a teraz ma na szybko znieść kolejne.
Scenariusz znowu czekają radykalne przeróbki, dla Murphy'ego Gliniarz musi stać się komedią, dzięki czemu zresztą ocalony zostaje filmowy detektyw Billy Rosewood ( Judge Reinhold ), który we wcześniejszych wersjach miał zginąć gdzieś w połowie filmu.
No i wszystko jasne! Eddie wkracza na scenę kosząc wszystkich śmiechem i znosząc tyle jaj, że producenci montują dwie kolejne części hitu ( 1987 i 1994 ) a cały świat o udziale Stallone'a zapomina.
Zresztą czy kogoś to boli? Napewno nie Stallone'a który "swoją" wersję Gliniarza przerabia na to co wszyscy znamy jako kultowa Cobra (1986 ).
Trudno się co prawda dopatrywać tu podobieństw z Beverly Hills ale jedno jest pewne.
Mroczna "odsłona" Gliniarza przynosi 160 mln wpływów, co dziwne nie przynosząc jednak ani jednego sequela...
Co ciekawe, obaj panowie są zresztą przyjaciółmi i wspólnie chodzą na mecze koszykówki. Ciekawe czy w przerwie między kolejnymi akcjami wspominają stare dobre czasy, gdy kariery obu były w zenicie a losy jednego scenariusza i jednej roli potoczyły się za sprawą ich obu tak niesamowicie...
Tymczasem!
Mazin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz