Lata
produkcji: 1987
Długość
serialu: 1 sezon ( 13 odcinków )
Producent
wykonawczy: William Hanna, Joseph Barbera
Niedaleka
przyszłość. Z wód południowego Pacyfiku wyłania się nowy
ogromny kontynent, stworzony przez tyleż potężną co niebezpieczną
energię radioaktywną, zwaną Patha 7.
Ktokolwiek
pierwiastek ów ujarzmi uzyska siłę wystarczającą do
zdobycia władzy nad światem.
Ambicję
taką ma generał Lucas Plague, na czele grupy renegatów i
najemników, zwanych "Raiders", którym
diaboliczne plany zamierza pokrzyżować specjalnie powołany
międzynarodowy oddział wojskowych i geologów pod wodzą
Mike'a Summita... "Sky Commanders"!
Tak
z grubsza przedstawia się fabuła słabo u nas znanego serialu
animowanego ze stajni słynnej Hanna-Barbera, będąca próbą włączenia się tegoż studia w popularny w latach
80tych nurt kreskówek o podłożu militarnym... czyli
poprostu... super-żołnierzach walczących w obronie
wolności/demokracji/amerykańskiego stylu bycia/niskich cen paliw (
niepotrzebne skreślić ).
Raj dla alpinistów! Tak możnaby stwierdzić w skrócie... i z przymrużeniem oka.
Tak
jak w przypadku każdego zabawkowego franchise'u liczy się bowiem
oryginalny pomysł tak i tutaj takowy wygłówkowano. Były
wielkie transformujące się roboty, były zmutowane żółwie
ninja, były moto-myszy z Marsa, ale nikt nie wymyślił jeszcze
strzelających się alpinistów... nie, nie transformujących
się, ani nie zmutowanych, ani nie na motorach, ani z Marsa...
zwykłych... acz po zęby uzbrojonych i nieziemsko dzielnych
alpinistów...
Zasadniczą
ideą która miała zawojować serca amerykańskich dzieci są
tu bowiem niezwykłe plecaki, wystrzeliwujące laserowe kable -
specjalną wersję liny wspinaczkowej w formie wiązki elektrycznej (
znaczy kawałka sznurka w wersji zabawkowej ) która umożliwia
szybkie i bezpieczne przemieszanie się między dwoma szczytami
górskimi ( czyli między meblami w wersji dziecięcej ).
Nie
wiem co było pierwsze - figurki Kennera czy serial H-B, i jak
wszystko to się sprzedało - w sieci próżno szukać o Sky
Commanders jakichkolwiek informacji ( choć cisza w eterze siłą
rzeczy nasuwa oczywiste wnioski ) - niemniej zabawa z plecakami i
olinowaniem ma swoje zdecydowane plusy jak i minusy.
Serial
bowiem inaczej ogarnia dorosły widz a inaczej pociecha. I nie chodzi tu o
stare podejście, że bajki siłą rzeczy są dla dzieci.
Po
prostu w "wersji dziecięcej" kreskówka daje nieźle
po oczach. Lasery, ciągłe walki, futurystyczny sprzęt
alpinistyczny, śmiganie od góry do góry, potwory,
nieźle skonstruowane postacie i pojazdy. Czego chcieć więcej?
Dziecko zwraca uwagę na inne szczegóły niż wymagający i
znudzony dwudziestolatek.
Natomiast
dokładnie ta sama kwestia sprawia, że kolejne odcinki trudniej mi
obecnie przełykać.
Po
prostu tło fabularne praktycznie tu nie istnieje. A może bajerów
zrobiło się nagle za mało?
Bolączką
serii jest zwyczajnie brak większego pola możliwości do kreowania
w świecie "Sky Commanders" ciekawych historii... Dwie małe
grupki niewiele różniących się górskich komandosów
strzelających się non stop w ciągle tym samym "tybetańskim
krajobrazie" + kilka potworów to trochę mało atutów.
Jedną
z bolączek jest także... taktyka! Zwyczajnie trudno się czasem
zorientować dlaczego w danym momencie używa się takiego a nie
innego sprzętu, jakie ma on zastosowanie i jak sprawia się w
starciu z inną bronią. Przez co trudno jakoś wczuć się w klimat
i przynależeć do grupy.
Chodzi
mi o to, ze każde dziecko wie jaka jest różnica między
samolotem a czołgiem G.I.Joe, po co Autoboty i w co się
transformują, kiedy Planetarianie powinni połączyć siły bądź
wezwać swojego Kapitana... tutaj jest swego rodzaju chaos.
Design
bohaterów, plecaków czy pojazdów jest naprawdę
niezły ( norma w latach 80tych ), choć nikt specjalnie się tu nie
wybija, z czasem postacie się odróżnia ale konia z rzędem
temu kto mi powie jaka jest większości rola, czy specjalizacja, czy
jak który ma na imię.
Na
dodatek wszyscy bohaterowie pojawiają się już na starcie w
pierwszym odcinku i obsada wogóle się nie zmienia. Kolejne
odsłony nie mają wiodących postaci, strzelają się wszyscy.
I
właśnie - zasadniczo tylko się strzelają, jeżdżą po tych
linach, zestrzeliwują samoloty, od czasu do czasu gdzieś jakiś
potwór się pojawi.
Za
sprawą tego odcinki niespecjalnie się od siebie różnią i
łatwo stracić przy oglądaniu koncentrację, z cyklu "ale o co
chodzi?".
Pierwsze
kilka odsłon jest zresztą niesamowicie wtórne.
Dopiero
od 6go zaczyna trochę zmieniać się krajobraz, pory dnia,
stany pogody, pojawia się statek z rozbitkami, a w
przedostatniej części "Raiders" nawet zmuszeni są ze
"Sky Commanders" współpracować.
Pod sam koniec serii pojawia się również nowe wyposażenie i
pojazdy + wielki statek dowodzenia "Raidersów".
Kuleje
też trochę chronologia serialu. Np Jurij który przewija się
już od pierwszego odcinka nagle pojawia się w czwartym jako "nowy
rekrut"...
Plusami
są natomiast poza wspomnianym designem naprawdę porządny
voice-acting i muzyka - choć znowuż, nie znajdzie się zapadający
w pamięć kawałek wart nucenia.
Z
obsady warto wyróżnić Bernarda Erharda, który
zdecydowanie wybija się jako diaboliczny generał Plague. Większość
aktorów to solidna stara gwardia, biorąca udział np przy
Transformersach.
Ciekawostką
jest głos Kodjaka - jego autor to sam Soon-Tek Oh!
Koreańsko-japoński aktor znany m.in. jako pułkownik Yin z
"Zaginionego w akcji 2" czy niezliczonych ról
serialowych.
Tyle.
Ogólnie
powiedziałbym, że "Sky Commanders" to niewykorzystany,
czy po prostu źle wykorzystany potencjał. Trochę więcej wyraźnych
postaci, zróżnicowanie krajobrazów, zwiększenie
nacisku na fabułę by szerzej zaprezentować atuty zabawek,
czytelność akcji, posypać szczyptą humoru. I byłoby dużo dużo
lepiej...
Mazin
Wszystkie odcinki dostępne na Youtube!
Serial nie został dotąd wydany na DVD.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz