wtorek, 28 marca 2017

Powrót do Przeszłości (1) - Moje błękitne niebo ( 1990 )


Tytuł oryginalny: My Blue Heaven

Gatunek: komedia gangsterska

Występują: Steve Martin, Rick Moranis, Joan Cusack

Reżyseria: Herbert Ross ( facet od 'Footloose' )

Scenariusz: Nora Ephron ( pani od 'Kiedy Harry poznał Sally' - 'When Harry met Sally' )

OPIS: 
Gdy bandziorek z Nowego Jorku ( Steve Martin ) zostaje objęty programem ochrony świadków, nowe życie oznacza dla niego nie tylko zmianę nazwiska, ale i przenosiny do niejako zupełnie innego świata. Albowiem przyjdzie mu zamienić dotychczasowy luksus i towarzyską śmietankę, atmosferę dumnego i wielkiego miasta, zamienić na skromną samotną i nudną "dziurę" gdzieś w Kalifornii,
Zniesmaczony swym nowym domem i zbyt przyzwyczajony do dawnych, niekoniecznie legalnych "zainteresowań", bohater zrobi wszystko by choćby w pojedynkę zamienić to ponure miasteczko w miejsce "warte" jego osoby.
Na przeszkodzie staje mu jednak natrętny służbista, jego "opiekun" ze strony FBI ( Rick Moranis ).


Notka od Autora:
W tej sekcji bloga ponownie wezmę na warsztat te produkcje filmowe, które już kiedyś omawiałem. 
Życie życiem, gusta się zmieniają, okoliczności oglądania danej produkcji bywają różne i różniaste.
Nie zaszkodzi więc czasem spróbować danej potrawy jeszcze raz i ocenić czy smakuje czy nie... a zatem czy warto byście Wy sami zabierali się w ogóle za oglądanie danego tytułu :) 


Oglądać czy nie oglądać, o to jest pytanie!

ZDECYDOWANIE OGLĄDAĆ

WARTO

Nie jest to hicior, i zdecydowanie trochę brakuje mu do perfekcji, potencjał był na pewno na coś więcej, ale to nadal produkcja Waszego czasu i film do którego warto powracać.

Przy czym jak w każdej produkcji są tutaj plusy dodatnie i ujemne.

Takim ujemnym jest... i UWAGA UWAGA bo tutaj będzie niespodzianka!... Rick Moranis!
Nie spodziewaliście się co?
Świetny jakby nie było aktor komediowy, tu nie ma żadnej dyskusji, jeden z moich ulubionych... niestety w tym wypadku ewidentnie znalazł się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie.
Czyli po prostu, znalazł się w niewłaściwej roli.

Doprawdy obsadzenie go akurat jako Agenta FBI jest co najmniej zaskakujące. I Moranis bardziej tu irytuje niż buduje coś dla fabuły.
Ale idzie się też do niego przyzwyczaić, więc nie jest tak źle.

Za to dla przeciwwagi jest naturalnie... UWAGA UWAGA, bo tu niespodzianki nie będzie!... Steve Martin!
Tak. Steve gra pierwsze skrzypce, wyjątkowo, świetnie, bezbłędnie, pierwsza klasa, tak że jestem dumny jak ojciec z syna i syn z ojca ;)
A ta jego niecodzienna fryzura!


Facet jest po prostu w swoim żywiole, urodzony do tej roli, absolutnie ciągnie ten prościutki w sumie film do przodu.
Onci tutaj jest wszystkim co najlepsze, onci kradnie każdą scenę, i dla niego CZA a nawet CZEBA ten tytuł obejrzeć. I kropka.
Oczywiście, jest to rola bardzo jaskrawa, przeszarżowana wręcz zdaniem niektórych, ale to wynika po prostu z tego, że przeszarżowaną jest sama postać, którą Steve gra w tym filmie.

Ale i to nie zmienia faktu, że mogło być... no trochę lepiej.
A może i dużo lepiej.

A może narzekam niepotrzebnie.
Faktem, że bardzo lubię tę produkcję i chętnie do niej wracam.
Uśmieję się mocno, poprawię sobie humor... a potem przez parę miechów zapomnę o czym to właściwie było i mogę zaskakiwać się popisami Steve'a od nowa.

Czyż może być coś przyjemniejszego? ;)

A zatem

WERDYKT... Czy w ogóle potrzebny jest nam jakiś werdykt??

OGLĄDAJCIE, A NIE POŻAŁUJECIE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz